Medyczne cudo techniki kosztowało 5 mln zł. Rezonans zajrzy w każdą komórkę naszego organizmu. Do tego dopasuje parametry skanowania indywidulanie dla każdego pacjenta, przez to badanie jest dokładniejsze. Ma tylko jedną wadę - na razie nie ma refundacji z NFZ.
Pani Mirosława ma 65 lat i choruje na białaczkę. Bardzo chciała się zaszczepić przeciwko koronawirusowi. Zapisała się w kolejkę, gdy nadszedł jej termin - poszła na szczepienie. Tam lekarz powiedział jej, że przed podaniem szczepionki musi przyjąć lek, by wzmocnić organizm. To było dziewięć tygodnie temu... Czekała tyle czasu, bo lek jest niedostępny. Teraz, po naszej interwencji, okazało się, że czekała niepotrzebnie. Nieosiągalny lek wcale nie jest jej teraz potrzebny, a zlecający go lekarz... po prostu się pomylił.
W grudniu mają zacząć działać dwa białostockie szpitale tymczasowe. Jeden z nich powstaje w hali sportowej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku - w bezpośrednim sąsiedztwie głównego kompleksu szpitala USK przy ul. Skłodowskiej, drugi - na dwóch piętrach budynku w kompleksie przy ul. Żurawiej, gdzie mieszczą się kliniki zakaźne USK.
W Klinice Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji USK w Białymstoku dzięki kuracji osoczem ozdrowieńców wyleczono pacjentkę z ciężkim przebiegiem COVID-19.
Na badania i planowe operacje pacjenci czekają już od półtora miesiąca. 17 marca bowiem zostały wstrzymane planowe przyjęcia w USK. Wczoraj je wznowiono. Ale już dziś był problem - aby dostać się do szpitala, pacjenci czekali w wielogodzinnych kolejkach.
Potem rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, pod który podlega szpital, ogłosi konkurs na stanowisko dyrektora.
Nie ma porodów rodzinnych, nie ma odwiedzin. Gdy pacjentka wchodzi na oddział położniczy, musi pogodzić się z tym, że rodzinę zobaczy tylko przez internet. Co więcej - jeśli dziecko musi zostać w szpitalu dłużej niż mama - również nie można go odwiedzać. - To niezbędne zabezpieczenia - mówią zgodnie przedstawiciele białostockich szpitali.
Najgorsze jest, że umierają ludzie nie z powodu zakażenia, ale z powodu hejtu, nienawiści czy utrudnionego dostępu do opieki zdrowotnej - mówi prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UMB.
To SOR i oddział zakaźny Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Zakażone kobiety są na kwarantannie. Pozostali pracownicy pracują jak zwykle. - Gdybyśmy odsunęli od pracy ponad 40 osób, białostoczanie nie mieliby pomocy medycznej - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK.
- Potrzebujemy pilnie niezbędnych materiałów i sprzętu do zapewnienia bezpieczeństwa pacjentów oraz lekarzy i pozostałego personelu medycznego - zaledwie tydzień temu apelował Marek Karp, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Reakcja białostoczan była błyskawiczna.
Choć teraz żyjemy koronowirusem, nie oznacza to, że przestaliśmy chorować na inne choroby, w tym także nowotworowe. Co gorsze w tych trudnych czasach nieczynne są gabinety lekarskie, ograniczone są wizyty u specjalistów i nie ma z kim skonsultować problemów medycznych. Chcąc wyjść naprzeciw naszym pacjentkom udostępniamy dwie bezpieczne drogi komunikacji z Uniwersyteckim Centrum Onkologii - mówi dr Paweł Knapp, szef UCO.
Zaczyna brakować maseczek, rękawic, gogli, przyłbic i innych środków ochrony osobistej. Dostawy od dłuższego czasu są zachwiane - alarmuje Marek Karp, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.
Odpowiada, że nie są im one potrzebne. Bo podobne szkolenia jak te odnośnie postępowania w przypadku koronawirusa przechodzili już wielokrotnie. - Normy postępowania są podobne do tych, jak chociażby w przypadku bakterii New Delhi - tłumaczy Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK. A jeśli pojawi się pacjent z koronawirusem, zostanie skierowany na ul. Żurawią.
Odwołane są wszystkie planowe przyjęcia do szpitala. Nie będą też wykonywane zaplanowane zabiegi.
To Uniwersytecki Dziecięcy Szpital Kliniczny i Wojewódzki Szpital Zespolony. Drzwi przed odwiedzającymi zamknął też USK. A w BCO i szpitalu MSW odwiedziny są ograniczone.
29 lekarzy, pracowników SOR pracować będą jeszcze tylko przez miesiąc. A później? W nagłych przypadkach nie będzie miał kto nas leczyć. A Marek Karp, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego zapewnia niezmiennie, że w szpitalu nic złego się nie dzieje. - SOR pracuje normalnie i pracować będzie dalej - przekazuje przez swoją rzeczniczkę.
Mam o dwóch lekarzy mniej. Nie mam możliwości przyjmowania tylu pacjentów neurologicznych, co do tej pory - alarmuje Tomasz Goździkiewicz, dyrektor szpitala w Choroszczy. I prosi o pomoc. Przedstawiciele innych szpitali rozkładają jednak ręce: nie przyjmiemy więcej pacjentów. Nie damy rady.