O sytuacji pani Mirosławy (nazwisko do wiadomości redakcji) rozmawialiśmy z jej mężem - Jarosławem.
- Żona od kilku lat choruje na białaczkę. W czasie pandemii musi na siebie uważać jeszcze bardziej. Boimy się, że białaczka w połączeniu z koronawirusem będzie jeszcze groźniejsza. Dlatego żona tak bardzo uważa, by się nie zarazić. Praktycznie nie wychodzi z domu, co najwyżej raz w tygodniu na spacer wokół bloku. Nie odwiedzają nas dzieci, wnuki, z nikim się nie spotykamy. To wszystko dla bezpieczeństwa. Ale nie chcemy być tak odizolowani. Dlatego tak bardzo zależało nam na szczepieniu przeciwko COVID-19 - opowiada pan Mirosław.
Dlatego gdy tylko była taka możliwość, pani Mirosława zarejestrowała się na szczepionkę.
- Tuż przed szczepieniem lekarz uznał, że potrzebne jest wzmocnienie organizmu i zalecił podanie immoglobuliny. Lek miał być podany dziewięć tygodni temu. Niestety, nie ma go. Lekarz mówi, że trzeba czekać. A stan zdrowia żony jest paskudny - mówi pan Mirosław.
Opowiada, że pomocy szukał już i w klinice hematologii USK, gdzie leczy się żona, i w Podlaskim Oddziale NFZ... Wszyscy rozkładali ręce.
- Napiszę do ministerstwa zdrowia - planował jeszcze we wtorek pan Mirosław.
My z kolei wyjaśnianie sprawy zaczęliśmy od Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.
- Pacjenci hemato-onkologiczni powinni być szczepieni przeciwko COVID-19. Wyjątkiem jest grupa chorych przyjmujących specyficzne leki (takie jak przeciwciała monoklonalne), które uniemożliwiają uzyskanie odporności po szczepieniu. Ta pacjentka do tej grupy się nie zalicza - wyjaśnia Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK w Białymstoku. I tłumaczy dalej: - W przypadku tej chorej lekarz kwalifikujący do szczepienia wprowadził w błąd, mówiąc o konieczności wcześniejszego przyjęcia immunoglobulin. Z pacjentką skontaktował się już lekarz z Kliniki Hematologii i tą kwestię wyjaśnił. Pacjentka może być zaszczepiona. Aczkolwiek u chorych z wtórnym niedoborem odporności (np. u chorujących na białaczkę) może być słabsza odpowiedź immunologiczna organizmu po szczepieniu - i z tym trzeba się liczyć.
Rzeczniczka potwierdza też jednak, że faktycznie jest problem z dostępem na rynku do leku, o którym pani Mirosławie mówił lekarz kierujący na szczepienie. - Jest on jednak zalecany pacjentom z wtórnym niedoborem odporności w przypadku, kiedy mają infekcję. Jego podanie powoduje bowiem wzmocnienie odporności.
O braku leku wiedzą już też pracownicy Podlaskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Ten problem zgłosił tu jeden z białostockich szpitali.
- Niestety brak preparatu wykonywanego z osocza krwi dotyczy całego kraju. Podjęliśmy ten temat, po tym jak wpłynęła do nas informacja z jednego ze szpitali, że nie mają leku - immunoglobulina. Sprawa została przekazana do Ministerstwa Zdrowia. Śledzimy sprawę na bieżąco, wyrażamy przekonanie, że dostępność zostanie zapewniona - mówi Beata Leszczyńska, rzeczniczka podlaskiego NFZ.