Z tym stwierdzeniem nie zgadzają się jednak pracownicy szpitala, a zwłaszcza SOR-u.
- Właśnie dlatego, że SOR nie pracuje normalnie od dawna, złożyliśmy wypowiedzenia - mówi nam jeden z nich, który woli pozostać anonimowy. Część wypowiedzeń do kadr trafiła na początku miesiąca. Pozostali lekarze zrobili to we wtorek. Wszyscy mają miesiąc wypowiedzenia. A potem?
- Nawet już nie chcę myśleć, co będzie potem. SOR już jest w stanie krytycznym. A co będzie, jak zabraknie lekarzy? - mówi jeden z i opowiada, skąd taka decyzja. Oczywiście, z jednej strony chodzi o pieniądze. Pracownicy SOR od lat skarżą się na niskie zarobki w porównaniu do ogromu pracy.
- Ale dziś już nie pieniądze są najważniejsze - mówi inny lekarz, który rozmawia z naszą redakcją. Chodzi o warunki i organizację pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym. Jak mówią lekarze, za mało jest personelu, jeden lekarz ma pod opieką zbyt wielu pacjentów, brak jest pielęgniarek i lekarzy internistów, którzy decydowaliby, jaka pomoc jest potrzebna danemu pacjentowi. W rezultacie pacjent ganiany jest z gabinetu do gabinetu, a lekarze specjaliści tracą czas na diagnozowanie pacjentów nie ze swojej dziedziny.
- Bałagan, bałagan, bałagan - powtarzają pracownicy. I zapewniają, że już wielokrotnie próbowali powiedzieć dyrektorowi o problemach.
- Nic to nie daje - mówią. Dlatego wszyscy lekarze SOR złożyli wypowiedzenia. Bo w tych warunkach pracować już nie dają rady. - Tylko patrzeć, jak zdarzy się jakaś tragedia. I kto wtedy będzie winny? No przecież nie dyrektor.
Sam Marek Karp, dyrektor USK, problemu zdaje się nie zauważać. Przekazuje ustami swojej rzeczniczki Katarzyny Malinowskiej-Olczyk: - SOR pracuje normalnie i pracować będzie dalej.
Rzeczniczka dodaje jednak: - Dyrekcja rozmawia z różnymi grupami zawodowymi, w tym także z lekarzami z SOR, z chirurgami dyżurującymi na SOR czy radiologami. Rozmowy dotyczą m.in. zakresu warunków i zasad wynagrodzenia za pracę.