Cedrowa. Spokojna uliczka domów jednorodzinnych. Miejsce na uboczu, choć ciągle w mieście. Białka przepływa niedaleko. Na nieszczęście mieszkańców. - Już drugi raz w ostatnich latach woda zalewa nam piwnice - mówi mężczyzna z domu nr 45. Wypompowuje wodę ze studzienki odpływowej przy wjeździe do garażu. Na murze brunatny pas gliny - wyraźny ślad poziomu zalania pomieszczeń. 85 centymetrów od poziomu podłogi garażu. W domu nr 45 wody już nie ma, ale dalej, w kierunku wyższych numerów jezioro brunatnej wody stoi na ulicy i widać, że wlała się do podziemnych pomieszczeń.
- Dawniej nigdy tu nie zalewało. Woda rozchodziła się po łąkach, ogródkach działkowych - mówi sąsiad mężczyzny spod 45. - Od kiedy zbudowali nową Świętokrzyską po większych deszczach woda podchodzi tu pod nasze domy. W lipcu zeszłego roku też nam zalało piwnice, garaże. To przez Świętokrzyską - dodaje. - Woda nie rozlewa się na łąki, tylko płynie na nasze osiedle.
Sprawdzanie poziomu wody /fot. H. Korzenny/
Strażacki samochód stoi na końcu ulicy Cedrowej. Strażacy rozwijają węże i podłączają pompy. Trwa osuszanie kolejnego domu. Ludzie jednak sami, przy pomocy własnych pomp pozbywają się wody w swoich garażach. - Od dwudziestej tu u mnie woda wchodzi - mówi pan spod numeru 45. - Położyliśmy worki z piaskiem, ale niewiele pomogło. Woda przeszła dalej, zaczęła ściekać do garażu, zabraliśmy stamtąd rzeczy i tyle. Co można więcej? Teraz już woda wypompowana, ale trzeba sprzątać. Znowu. Taka była tu kiedyś spokojna okolica.
Kilkanaście metrów dalej z posesji wyjeżdża czerwony seat. Kierowca chce przejechać rozlane jezioro-ulicę. Strażacy krzyczą, żeby nie wyjeżdżał, bo zniszczy samochód, ale mężczyzna z wyglądu 50-letni odkrzykuje, że da radę. Nie wjeżdża na jezdnię, przedziera się chodnikiem - zawsze trochę wyżej. - Nie mam wyboru, muszę wyjechać - odpowiada zapytany, dlaczego ryzykował. W zeszłym roku było podobnie - mówi. - Też wyjechałem.
- Dobrze, że chodnikiem przejechał - dopowiada kobieta zgarniająca szczotką resztki błota. - Znajomy jechał jezdnią, ledwie przejechał. Jak wysiadł to spodnie miał do kolan mokre, woda weszła do auta.
Podobnych historii dziś jest wiele. Komendant miejski Straży Pożarnej na konferencji o skutkach ulewy mówił, że dziś jeszcze wszystkie drużyny strażackie są na interwencjach w mieście. Najczęściej właśnie piwnice i garaże są jeszcze pod wodą. Tu na Cedrowej zalania dziś największe w mieście.
Po drugiej stronie Białki, przy ulicy Ukośnej, na samym końcu przy Narewskiej inny kłopot z wodą. Kilkanaście metrów dalej wielki plac budowy - ulica Sitarska. Olbrzymi nasyp ziemny i skarpa przy nim. Wygląda jak naturalny rów. W czasie niedzielnej ulewy zmienił się w bystry potok. - Cały ogródek pod wodą - mówi Ewa Konarska, która mieszka przy Ukośnej. Wody się nazbierało i popłynęła po działkach. W poniedziałek w swoim ogródku ratowała co się da. Tuż za płotem ekipa pracowników firmy budowlanej. Poproszony o wyjaśnienie kierownik tego odcinka robót mówi, że z tej strony nasypu (tzn. od Ukośnej) nie będzie żadnego odprowadzenia wody. - Tu woda nie powinna się dostać, drenaż będzie położony po drugiej stronie, bo jest jakieś źródło i wodę stamtąd tymi drenami się odprowadzi - mówi. Ewa Konarska alarmuje, że źródlisko jest od strony Ukośnej. Mieszka tu już wiele lat i zawsze bagienko było tu, z tej strony. - Jak tak zrobicie to tu nas będzie zalewało zawsze - mówi. Kierownik rozkłada ręce i radzi zwrócić się do projektanta.
Ewa Konarska już wie, że musi to zrobić. - Napiszę pismo, przejdę się po sąsiadach, zbiorę podpisy i idę do urzędu z petycją, żeby tu zrobili też odprowadzenie wody w razie deszczu. Bo nas tu wszystkich pozalewa. - mówi. - U mnie przy domu ziemia się zapadła, w piwnicy woda podeszła, a oni mówią, że tu żadnego odprowadzenia nie zrobią.
Dwa miejsca, dwa obrazy zniszczeń. Wspólna - bezradność wobec sił natury i podejrzenie złego przeprowadzenia robót. Na Cedrowej i Ukośnej zaufanie do miejskich urzędników gwałtownie spada.