Podlaski Zarząd Dróg Wojewódzkich żąda od Unibepu powrotu na plac budowy i dokończenia inwestycji zgodnie z umową podpisaną w lutym 2017 roku. Natomiast oświadczenie o odstąpieniu od umowy "uznaje za nieskuteczne" i jeśli Unibep nie wróci do pracy do 5 kwietnia, to PZDW uzna, że oznacza to odstąpienie od umowy z winy wykonawcy. Mówiąc prościej, PZDW gromadzi argumenty do pozwania Unibepu do sądu za bezpodstawne zerwanie umowy.
Że całe zamieszanie skończy się co najmniej w sądzie, było oczywiste od początku. Ciekawsze od straszenia sądem jest merytoryczne wyjaśnienie, jak sprawę złego projektu widzi inwestor (bo przypomnijmy, Unibep zerwał umowę, gdyż jego zdaniem projekt budowy jest wadliwy, a inwestor go nie poprawił mimo nalegań wykonawcy).
W dokumencie wysłanym do Unibepu w piątek (30 marca) PZDW wylicza przyczyny ciągłego podmywania zbudowanych już obiektów drogowych: "Odpowiedzialność za zalewanie placu budowy leży po stronie wykonawcy, który poprzez niewprowadzanie na budowie systemów zabezpieczenia podłoża przed nadmiernym zawilgoceniem (do tego obligowały go zapisy Szczegółowych Specyfikacji Technicznych), niewłaściwą organizację robót i nieprawidłowy sposób odprowadzania wody z terenu prowadzonych robót doprowadził do nawodnienia placu budowy, uniemożliwiając tym samym prowadzenie przewidzianych umową prac". Mówiąc krócej: Unibep nie zadbał o prawidłowe odprowadzenie wody z placu budowy, a teraz winą za zalewanie chce obciążyć projektanta.
Wojciech Jarmołowicz, rzecznik prasowy Unibepu w wypowiedzi dla Bia24 odnosił się do kwestii "złego odwodnienia": - Jest duży problem z wodami gruntowymi, z odprowadzeniem wody. Były bowiem błędnie zaprojektowane przepusty pod drogą główną i drogami dojazdowymi, czy zbiorniki i rowy chłonno-odparowujące, czy studnie chłonne - mówił Wojciech Jarmołowicz. Rzecznik uważa, że inwestor traktuje "odwodnienie" jak worek bez dna, do którego można wrzucić wszystko. Rzecznik zwraca uwagę, że na 30-kilometrowym odcinku drogi nie wystarczy wykopać rów melioracyjny, żeby woda spłynęła, bo nie spłynie, jeśli studzienki odpływowe są zaprojektowane w nieodpowiednim miejscu.
Jak widać w najważniejszej kwestii - czy da się dalej budować - strony nie zbliżyły się do siebie. Więcej - Unibep na placu budowa zdemontował już tablice informacyjne i zabrał maszyny oraz narzędzi budowlane. Zapewne więc nic już nie zmusi tego wykonawcy do dokończenia budowy. Nawet jeśli by przegrał sprawę w sądzie (co zapewne może nastąpić za co najmniej kilka lat) to i tak drogi nie będzie budował, najwyżej zapłaci karę. Z naszego - szarego obywatela - punktu widzenia to mniej ważne. Gorzej, że droga nie powstaje, plac budowa zalewa woda, a inwestor nie ma na razie pomysłu, jak dokończyć inwestycję - obarczoną zresztą unijnym dofinansowanie, które w przypadku niedotrzymania terminów trzeba będzie zwracać.