"Gdyby babcia miała wąsy, toby była dziadkiem", a gdyby Jagiellończycy byli bardziej skuteczni w pierwszym meczu, to dzisiejsze spotkanie byłoby jedynie formalnością, a podróż do Azerbejdżanu byłaby dawno zaplanowana. Tak niestety nie jest, dlatego w czwartkowy wieczór nie można pozwolić sobie na odrobinę rozprężenia. Niby zaliczka jest, ale nie takie rzeczy już widzieliśmy. Zdaje sobie z tego sprawę również trener Jagi.
- 1:0 to dobry wynik, ale na pewno nie jest komfortowy. Musimy być skoncentrowani. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której przeciwnik poczuje możliwość odrobienia strat - mówił Ireneusz Mamrot na przedmeczowej konferencji prasowej.
1-8 - to statystyka celnych strzałów obu zespołów z pierwszego meczu, a trzeba pamiętać, że po jednym z uderzeń Cilliana Sheridana piłka zatrzymała się jeszcze na słupku bramki Anatolija Tymofiejewa. Z resztą w pierwszym spotkaniu sam Irlandczyk mógł załatwić sprawę, gdyż prócz wspomnianego słupka oraz ważnego gola w drugiej połowie, pomylił się jeszcze z rzutu karnego. Różnica między oboma zespołami była ogromna. Mimo to Gruzini nie tracą wiary w uzyskanie korzystnego wyniku.
- Jagiellonia ma większe szanse od nas. Wygrała przed tygodniem, a teraz zagra u siebie. Piłka nożna jest jednak bardzo nieobliczalna i wszystko jest możliwe. Będziemy walczyć. Chcemy osiągnąć w Białymstoku sukces, a nim byłby awans do kolejnej rundy - mówił do zgromadzonych w sali konferencyjnej stadionu miejskiego dziennikarzy ukraiński trener Dinama, Konstantin Frołow.
Niby trener drużyny z pięknego gruzińskiego kurortu ma rację, ale jak spojrzy się na ostatnie wyniki jego zespołu, to trudno nie odnieść wrażenia, że to trochę jak zaklinanie rzeczywistości. A ta w ostatnich meczach jest dla piłkarzy Dinama Batumi bardzo smutna. Pięć kolejnych spotkań bez zwycięstwa, ale także bez gola nie może napawać optymizmem. Nie załamuje to jednak ducha zespołu, o czym przekonywał Elguja Grigalaszwili, pomocnik zespołu z Batumi.
- W zespole jest wielu nowych piłkarzy, a także nowy trener. Oczywiście, ostatnio nie potrafiliśmy wygrać, ale nic przecież nie trwa wiecznie. Wierzę, że jutro wszystko się zmieni.
Czasem złą serię zakończyć może jeden gol. Bramka może wiele zmienić w naszej grze.
Gruzini mają za sobą długą podróż zarówno samolotem, jak i autokarem, to jednak nie może być wymówką, bo przecież przed pierwszym meczem białostoczanie musieli pokonać identyczną trasę, tyle, że w odwrotnym kierunku. Tak czy inaczej przemieszczanie się na pewno nie ułatwia sprawy i przygotowania do spotkania.
Z drugiej strony Ireneusz Mamrot, też mógłby mieć większy komfort pracy przed tym meczem. Mógłby o ile w pełni zdrowia byłby Rafał Grzyb, kontuzji w Kutaisi nie odniósł Piotr Tomasik, a wypoczęty po młodzieżowych mistrzostwach Europy U21 wrócił Przemek Frankowski. Tak jednak nie jest. Mimo to szkoleniowiec Jagi nie narzeka, a wręcz przeciwnie, przekonuje, że czas pomiędzy jednym a drugim meczem został odpowiednio spożytkowany.
- Przygotowania do meczu przebiegały tak jak zakładaliśmy. Mamy trochę problemów z kontuzjami, ale skład i tak będzie bliski optymalnego. Mam jednak nadzieję, że kontuzjowani zawodnicy wrócą do nas jak najszybciej i niebawem będziemy mogli znów zobaczyć ich w grze - powiedział Ireneusz Mamrot.
Dodatkowym motorem napędowym Jagi będzie białostocka publiczność. W czwartkowy wieczór przy Słonecznej może pojawić się kilkanaście tysięcy ludzi. Niby liga zakończyła się całkiem niedawno, ale gra w europejskich pucharach nie należy do codzienności, więc zainteresowanie spotkaniem nie może dziwić. Jagiellończycy będą więc walczyć na boisku dla siebie, ale i dla swoich fanów.
- Na stadion przyjdzie wielu kibiców, dlatego damy z siebie wszystko, żeby wygrać i awansować do kolejnej rundy - przekonywał Taras Romanczuk, który wyprowadzi białostoczan na boisko, jako kapitan.