Ostatnio w naszym białostockim życiu politycznym powstał zwyczaj, że politycy ze sobą nie rozmawiają. Być może różnice poglądów i zachowań przekroczyły już granice normalnych kontaktów interpersonalnych, bo teraz politycy, do zadawania trudnych pytań swoim adwersarzom używają dziennikarzy.
Tak było ostatnio w kwestii zarobków prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Radni PO pytali radnych PiS kto i ile płaci drugiemu pełnomocnikowi procesowemu radnych w sądowym sporze z prezydentem. I okazało się, że nikt nie płaci, bo pełnomocnik-pomocnik robi koleżeńską przysługę. Z pozoru nic się nie stało, radni zapytali radnych, dziennikarze przenieśli pytania i opublikowali odpowiedź. A w powietrzu zapachniało absurdem.
Następny przykład. Tym razem radni PiS zarzucają prezydentowi Tadeuszowi Truskolaskiemu, że z bezpartyjnego samorządowca staje się politykiem w barwach Nowoczesnej. Prezydent uznaje ten zarzut za niestosowny i odpowiada (dziennikarzowi Gazety Wyborczej, który przekazał mu to pytanie): "A co to ich obchodzi?"
Radni mają pretensje do prezydenta, że zmienił poglądy. To tak, jakby poglądy prezydenta były domeną radnych. Pamiętamy, że prezydenta wybieramy w wyborach bezpośrednich. W tych wyborach elektorat ocenia także poglądy polityczne kandydata, tak jak oceni również w następnych wyborach zmianę tych poglądów. Prezydent Truskolaski pracuje na własny rachunek, ma mandat zaufania, jakiego nie uzyskał żaden inny kandydat w wyborach. To jest fakt. Podobnie jak faktem jest, że Tadeusz Truskolaski uczestniczył w zjeździe partii Nowoczesna i nawet przemawiał tam szczycąc się tym, że zatrudnił z polecenia Nowoczesnej swojego czwartego zastępcę.
Prezydent odpowiada radnym PiS /fot. H. Korzenny/
Czy Tadeusz Truskolaski nie może zmieniać poglądów? Czy nie może z ponadpartyjnego samorządowca zmienić się w politycznego gracza myślącego o karierze w zupełnie nowych wymiarach życia publicznego? Radni PiS woleliby, aby Tadeusz Truskolaski był jak skała, niezmienny. Tymczasem nie tylko nie jest, ale jeszcze nieelegancko odpowiada: a co was to obchodzi.
Radni PiS dziś wykazują dążenie do władzy wszechogarniającej. Strofują przeciwnika politycznego, że nie myśli tak, jak myślał, że zawiera nowe sojusze. Czy na pewno radni PiS wiedzą lepiej, co jest dla prezydenta miasta dobre.
Zauważmy, że w ostatnim czasie ci sami radni nie byli równie dociekliwi i szczerzy w uzasadnianiu zmiany na najważniejszym klubowym stanowisku w radzie miasta - stanowisku przewodniczącego klubu radnych PiS. Miesiąc trwało, zanim podlaski prezes PiS wydał oficjalny komunikat o zmianie na tym stanowisku. Henryka Dębowskiego wybrano 23 kwietnia, zaś komunikat o tym wyborze ukazał się 18 maja. W ciągu tego prawie miesiąca pełnoprawny przewodniczący udawał, że nie jest przewodniczącym. Z jakiego powodu? - mogliby zapytać na przykład radni PO.
Dotarliśmy więc w naszej małej polityce do granic dobrego obyczaju. Żądanie uzasadnienia zmiany poglądów, zwodzenie w sprawie podstawowych faktów, wykorzystywanie dziennikarzy jako posłańców w miejsce bezpośredniej debaty. Może stąd u prezydenta ten styl wypowiedzi, przypominający dziecinną igraszkę: kto jest ciekawy, niech wsadzi nos do kawy.