Nie ma chętnych do pracy w szpitalu tymczasowym

Do obsługi szpitala tymczasowego potrzeba 34 lekarzy, około 120 pielęgniarek i ratowników, a także około 80 pozostałego personelu, czyli salowych, sanitariuszy, opiekunów medycznych - wylicza Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK. Medyków szuka wojewoda - do tej pory jednak zgłosiło się zaledwie dziewięć chętnych osób. USK zaś w zapewnieniu kadry nie pomoże. Sam ma problemy z obsadzeniem dyżurów.

Źródło: Medyk Białostocki

Źródło: Medyk Białostocki

Ogłoszenie wojewody podlaskiego o tym, że potrzebna jest kadra do tworzonego właśnie szpitala polowego, ukazało się tydzień temu. W hali UMB i przebudowywanej części szpitala przy ul. Żurawiej mają znaleźć się miejsca dla 180 pacjentów z COVID-19. Miejsca będą, sprzęt też jest obiecany. Ale nie ma kto obsłużyć tego sprzętu i zaopiekować się ewentualnymi pacjentami. Dlatego wojewoda szuka chętnych. Potrzebni są lekarze specjaliści lub lekarze w trakcie specjalizacji w zakresie: anestezjologii i intensywnej terapii, chorób zakaźnych, chorób wewnętrznych ze szczególnym uwzględnieniem pneumonologii oraz kardiologii, medycyny ratunkowej, neurologii, chirurgii ogólnej, radiologii. Ponadto poszukuje się personelu pielęgniarskiego i ratowników medycznych z doświadczeniem, techników elektroradiologii, a także pracowników niemedycznych (personel administracyjny i pomocniczy).

- Łącznie w obu szpitalach potrzebujemy 34 lekarzy, około 120 pielęgniarek i ratowników, a także około 80 pozostałego personelu, czyli salowych, sanitariuszy, opiekunów medycznych - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, który ma koordynować pracę obu szpitali tymczasowych.

Jednak do tej pory na apel wojewody odpowiedziało zaledwie dziewięć osób. Wśród nich są ratownicy medyczni, pracownik administracyjny, student UMB, pielęgniarka.

Kamila Ausztol z biura wojewody mówi, że dyrekcja USK ma też przeprowadzić rekrutację do pracy w szpitalu tymczasowym wśród swoich pracowników. Z kolei Katarzyna Malinowska-Olczyk mówi, że nie taka miała być rola szpitala. - Mieliśmy tylko wojewodzie podać zapotrzebowanie na pracowników. To wojewoda miał się zająć rekrutacją - wyjaśnia. I dodaje, że szpital sam boryka się z problemem braku pracowników: - Każdego dnia brakuje nam 300-350 osób. Brakuje - bo są na zwolnieniach. Codziennie prowadzimy walkę, by zapewnić minimalną obsadę, na granicy bezpieczeństwa, naszym pacjentom. Nie widzimy więc nawet możliwości przeprowadzenia u nas rekrutacji.

A co będzie, jeśli nie uda się znaleźć chętnych do pracy w szpitalu tymczasowym? - Planu awaryjnego nie mamy - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk.

Zobacz również