- Na swoje życzenie wypadliśmy z walki o pierwszą szóstkę. Teraz musimy skupić się na tym, żeby jak najwięcej punktów uzbierać przed podziałem tabeli. Szkoda, ale musimy zmienić cele. Niby matematyczne szanse na awans wciąż istnieją, ale zbyt wiele musiałoby się wydarzyć rzeczy niezależnych tylko od nas by tak się stało - mówi Adrian Citko, grający trener MOKS-u Słoneczny Stok.
Szanse na grę w górnej połowie tabeli wciąż istnieją, jednak realnie patrząc zostały one pogrzebane właśnie w meczu z Red Dragons. - To był dziwny mecz. Rywale nastawili się na kontry, my z kolei niby prowadziliśmy grę, ale niewiele z tego wynikało. Mieliśmy kilka dobrych okazji, raz trafiliśmy w słupek, aż w końcu z niczego straciliśmy bramkę na 0:1. Fajnie, że szybko, bo w tej samej minucie, odpowiedzieliśmy i do szatni schodziliśmy przy 1:1 - relacjonuje Citko i dodaje - Co ciekawe po przerwie graliśmy jeszcze lepiej, niż przed nią. Pierwsze siedem minut kapitalne. Atakowaliśmy, strzelaliśmy, stwarzaliśmy zagrożenie, gospodarze w tym czasie chyba nawet strzału nie oddali na naszą bramkę, aż po serii własnych błędów straciliśmy drugą bramkę. Przegrany pojedynek indywidualny, potknięcie kolejnego zawodnika i niepotrzebne wyjście bramkarza i nieszczęście gotowe. Znów szybko chcieliśmy odpowiedzieć, ale nadzialiśmy się na kontrę trzech na jednego i po chwili wynik też już był taki sam. Po tym musieliśmy wycofać bramkarza, a w przewadze nam zupełnie nie szło. Bramkarz trafił nas na 4:1 do pustej bramki, później dostaliśmy na 5:1 i na koniec tylko Firana strzelił na 2:5.
Generalnie była to kolejka pełna dziwnych wyników. Wicemistrzowie Polski, Gatta Zduńska Wola po laniu w Białymstoku rozbiła przed własną publicznością Orła Laskowice, a Rekord zremisował na wyjeździe z Clearexem. - Niesamowita to była kolejka. Mam wrażenie, że ta liga coraz bardziej się wyrównuje. My mamy te nieszczęście, że nam się fatalnie ostatnio układały mecze. Praktycznie cały czas zaczynamy od starty bramki. Z Gattą też tak było, ale poradziliśmy sobie jakoś, teraz się nie udało. Brakuje nam chyba jeszcze odrobiny jakości i świeżości, szczególnie w momentach stresowych. Wówczas gramy w sześciu z pola, tak nie zawsze się uda wygrać, ale musimy sobie jakoś radzić. Chcieliśmy powalczyć o pierwszą szóstkę, ale zbyt wiele głupich strat punktów zaliczyliśmy. U siebie z Pniewami, gdy prowadziliśmy 4:0, czy w meczu z Piastem, kiedy byliśmy lepsi i prowadziliśmy 2:1. Mogliśmy wcześniej uzbierać odpowiednią ilość punktów i teraz kalkulatory nie byłyby nam potrzebne. Najważniejsze, że dobrze wyglądamy. Nie jest tak, że wszyscy z nami "jadą" i na farcie ciułamy punkty. Fajnie się prezentujemy, ale brakuje nam dojrzałości - wyjaśnia trener Słonecznych.
Zanim białostoczanie stoczą koleją walkę o ligowe punkty czeka ich pucharowe starcie w Katowicach. Przed ćwierćfinałowymi meczami więcej, niż o nich mówi się jednak o samym losowaniu, które pozostawia wiele niedomówień. - Ktoś dobrze powiedział, że to nie było losowanie, tylko wybieranie. Nie wyglądało to najlepiej i pozostawiło sporo niejasności. Nie dziwię się reakcji ludzi z Laskowic, bo oni na tym losowaniu mogą czuć się najbardziej pokrzywdzeni. Nie dość, że mają wyjazd, to jeszcze najcięższy z możliwych, bo jadą na Rekord - mówi Citko.
Sami Słoneczni z wyników losowania mogą być jednak zadowoleni. - My źle nie trafiliśmy, pojedziemy chyba w dziewięć osób. Na początku sezonu przegraliśmy tam 2:7. To bardzo nieobliczalny zespół. Potrafią przegrać z kimś słabszym, a po kilku dniach postawić się faworytom. Generalnie to bardzo ciężki teren. Mają bardzo doświadczoną i silną kadrę. Moim zdaniem tabela nie oddaje potencjału tego zespołu. Jedziemy tam jednak na spokoju. Nie stresujemy się, jedziemy tam dobrze zagrać z uśmiechem na twarzy. Na pewno się nie napinamy - zakończył Adrian Citko, grający trener MOKS-u.
Red Dragons Pniewy 5 (1:1) 2 Słoneczny Stok Białystok
Bramki: Adam Wachoński 18, 27, Patryk Hoły 33, Rafał Roj 39, Adrian Skrzypek 40 - Michał Maciąg 18, Marcin Firańczyk 40