Tylko zwycięstwo w Kłodzku przedłużało szanse na awans do I ligi. Ciężar gatunkowy spotkania nie przerósł, ani zawodników, ani trenera białostockiego drugoligowca. - Wbrew pozorom na ostatnim meczu byłem bardzo spokojny. Dobrze przygotowaliśmy się do tego spotkania i stwierdziłem, że co ma być, to będzie. To jest tylko sport. Nie można dać się zwariować. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby odpowiednio przygotować zespół do tego meczu, żeby drużyna realizowała swoje założenia. Celem była poprawa obrony, która w Białymstoku nie wyglądała dobrze. Szczególnie jeśli chodzi o obronę przeciwko wysokim zawodnikom. W pierwszym meczu zostawiliśmy im bardzo dużo miejsca, przez co zdobyli wiele łatwych punktów. Oddali wówczas 38 rzutów z gry, w drugim spotkaniu ograniczyliśmy to do 21 prób. Na pewno mocniej zamknęliśmy strefę podkoszową, przez co nie padały łatwe punkty. W ten sposób jednak zaryzykowaliśmy na obwodzie. W ostatecznym rozrachunku przyniosło to jednak zamierzony efekt. Teraz musimy przygotować inną taktykę, inny plan na ostatni mecz. Nie jest tak, że drugi raz te same rozwiązania zdadzą ten sam egzamin. Rywale też nas analizują. Wierzę w końcowy sukces. Chłopaki po tym meczu też mocno uwierzyli w awans. Nie zapominamy jednak, że przed nami jeszcze jeden ciężki mecz - tłumaczy Tomasz Kujawa.
W drugim meczu o III miejsce w II lidze białostoczanie walczyli nie tylko z przeciwnikiem, ale również z olbrzymią presją miejscowej publiczności i trudnymi warunkami w hali. - Sala w Kłodzku nie jest duża. Podczas meczu czuć było wysoką wilgotność, sam nie grałem, a czułem, że cały jestem mokry. Chłopaki też mówili, że cały czas mają problemy przez mokre ręce, że trudniej im się gra. Dodatkowo klimat, jaki stworzyli kibice, był jak sprzed kilkudziesięciu lat. Syreny, bębny, niecenzuralne słowa pod adresem naszego sztabu oraz zawodników, to wszystko sprawiało, że ciężko nam było złapać odpowiedni rytm. Mieliśmy sporo pozycji do rzutów, ale przez to trudno nam się je wykorzystywało. Całe szczęście, że w tym samym czasie dobrze spisywaliśmy się w obronie. Pierwszą kwartę przegraliśmy 8:16, w drugiej opanowaliśmy nerwy i rzuciliśmy już 21 punktów. Fatalna natomiast była trzecia część meczu, w której przez sześć minut nie potrafiliśmy zdobyć choćby punktu. Wydawało się, że ciężko będzie już o powrót, ale pokazaliśmy charakter i swoją siłę. Mobilizowaliśmy zawodników i nie przejmowaliśmy się niepowodzeniami. Widzieliśmy, że przeciwnicy opadają z sił i w końcu przyjdzie nasz dobry moment. W końcówce meczu prowadziliśmy już 5 punktami, ale łatwa trójka i kontra po naszych dwóch niecelnych rzutach osobistych spowodowały, że groziła nam dogrywka. Wzięliśmy czas, rozrysowaliśmy akcję, a ciężar gry na swoje barki wziął Kamil Czosnowski. Teraz przewaga psychologiczna jest po naszej stronie. Przed przeciwnikami trudna podróż. Po cichu liczmy na głośne wsparcie i rekord frekwencji - dodaje trener Żubrów.
Decydujący okazał się rzut Kamila Czosnowskiego, który nie mógł trafić w 10 kolejnych próbach przez cały mecz, aż trafił w decydującej akcji spotkania. - Od razu po meczu nie chciałem popadać w euforię. Drużyna cieszyła się jakbyśmy awansowali. Ja chciałem zachować chłodną głowę. Wszystkim podziękowałem za wysiłek, nie tylko Kamilowi za ostatni rzut. Chłopaki zasłużyli na duży szacunek, bo wytrzymali olbrzymią presję wyniku i przeciwnika. Przed nami decydujące starcie, albo będziemy się cieszyć z awansu, albo zakończymy sezon pogrążeni w smutku. Sam jednak mocno wierzę w szczęśliwe zakończenie tego sezonu - zapowiada trener Tomasz Kujawa.
Ostatni mecz sezonu i walki o awans do I ligi odbędzie się w najbliższy czwartek w hali VI LO w Białymstoku. Początek spotkania o godzinie 19:00.