Prócz grającego szkoleniowca białostockiej drużyny futsalu w kadrze znaleźli się Norbert Jendruczek oraz Mateusz Lisowski.
- Norbert bronił w pierwszym meczu, a później trener stawiał głównie na Mateusza Łysika. Nora wchodził jeszcze, gdy szukaliśmy bramek w końcówce spotkań. Lisek zagrał w ostatnim meczu w grupie, ale jest młody, perspektywiczny, zebrał fajne doświadczenia i myślę, że najlepsze jeszcze przed nim - opisuje występy swoich zawodników Citko.
Polacy trafili do grupy ze Słowenią, Omanem oraz Tunezją. Żadna z tych ekip ani przez chwilę nie zbliżyła się do wysokiego poziomu, jaki podczas całego turnieju prezentowali nasi reprezentanci. 4:1 ze Słowenią i Omanem oraz 4:0 z Tunezją. W 1/8 po ciężkim boju i rzutach karnych w starciu z Polakami polegli także Chorwaci i nakręceni zawodnicy trenera Klaudiusza Hirscha ruszyli dalej.
- Wcześniej wsiała nad naszą reprezentacją jakaś klątwa. Wychodziliśmy z grupy, przechodziliśmy 1/8 i odpadaliśmy w ćwierćfinale. Chcieliśmy to przełamać, a później, gdy już byliśmy w najlepszej czwórce, to wszystko mogło się wydarzyć. Pierwszy raz wzięliśmy udział w mistrzostwach świata i pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony - mówi Citko.
Przepustkę do najlepszej czwórki dało zwycięstwo nad Anglią (3:0). Jeszcze trudniejszy, niż z Chorwacją był mecz z gospodarzami turnieju, Portugalczykami. W doliczonym czasie gry na 2:1 strzelił jednak Bartłomiej Dębicki i Polacy byli już pewni, że do ojczyzny wrócą z medalami. Nie było tylko jeszcze wiadomo z jakimi.
- Graliśmy bardzo dobrze, moim zdaniem też dawno nie mieliśmy tak wyrównanej kadry, kto nie wchodził, to nie było widać różnicy. Trener ułożył dobrą taktykę, konsekwentnie ją realizowaliśmy i w każdym meczu byliśmy lepsi, nawet w finale z Niemcami - przekonuje grający szkoleniowiec Słonecznych.
Ostatecznie jednak górą byli nasi zachodni sąsiedzi. - Każdy, kto oglądał ten mecz widział, że jechaliśmy cały czas do przodu, przeciwnicy wybijali piłkę z własnej bramki, a na koniec niestety ustrzelili nas z kontrataku - dodaje.
Finałowe starcie z Niemcami było dopiero drugim spotkaniem o stawkę obu ekip w historii. Przed rokiem podczas mistrzostw Europy w Brnie również 1:0 wygrali Niemcy. Wówczas jednak ten wynik nie miał już większego znaczenia. Rywale wcześniej bowiem przekreślili swoje szanse awansu, z wyjścia z grupy ostatecznie cieszyli się więc Polacy.
- Czasu na świętowanie za dużo nie było, ale naprawdę to było coś wspaniałego. Za rok mistrzostwa świata na Krecie. Po tym sukcesie mam nadzieję, że znajdzie się też jakiś sponsor, który uzna, że warto w nas zainwestować. We Francji liga szóstek jest ligą zawodową, a to wówczas już zupełnie inna bajka. U nas bez tego też jest kilku naprawdę znakomitych zawodników. Kilku chętnie bym do MOKS-u zabrał. Gliński czy Dębicki, który zdobywał niemożliwe bramki. Chłopaki mają już jednak swoje lata i osiedli na stałe w swoich miejscach, więc nie ma tematu - mówi grający trener MOKS-u.
- Dla takich chwil się żyje. Bardzo nas cieszyło też, że dużo Polaków pojawiało się na naszych meczach. Cały turniej to jedna wielka rewelacja. Do pełni szczęścia zabrakło tylko złotego medalu - kończy Citko.