Wypadek na kładce Waniewo - Śliwno: z winy turystów

Policja umorzyła dochodzenie w sprawie wywrócenia się pływającego pomostu z turystami w Narwiańskim Parku Narodowym. Po trwającym ponad rok dochodzeniu prowadzący sprawę policjant stwierdził "brak znamion czynu zabronionego". Z uzasadnienia decyzji wynika, że winę za wywrócenie się kładki ponoszą sami turyści, ponieważ zbyt wielu ich chciało jednocześnie z przeprawy skorzystać.

24 marca 2019 kładka Waniewo - Śliwno - turyści podnoszą pływający pomost po wypadku /fot. W. Winogrodzki, archiwum Bia24/

24 marca 2019 kładka Waniewo - Śliwno - turyści podnoszą pływający pomost po wypadku /fot. W. Winogrodzki, archiwum Bia24/

To było 24 marca 2019 roku na kładce turystycznej między Waniewem a Śliwnem w Nawriańskim Parku Narodowym. Kładka prowadzi przez narwiańskie mokradła i rozlewiska. Częścią atrakcji kładki jest kilka przepraw przez koryto rzeki na ruchomym pomoście. Wypadek zdarzył się na jednym z takich pomostów. Rok temu tak opisywał nam to jeden z uczestników tego wypadku: 

- To była jedna z krótszych przepraw. Wsiadłem na tratwę jako pierwszy. Zaraz za mną żona z dwuletnią córką, teściowa i siostra żony. Szwagier się nie zmieścił. Został na kładce. Z tego, co pamiętam, łącznie z nami na tratwie było około 12 osób. Wypłynęliśmy normalnie, ale po chwili osoby będące po drugiej stronie tratwy poczuły, że woda wlewa im się do butów, nagle zaczęły przechodzić na naszą stronę. Wtedy tratwa się rozbujała, a po chwili całkiem wywróciła do wody. 

Pan Maciej, który wówczas zgłosił się do naszej redakcji, opisywał, że pomost przewrócił się w odległości około dwóch metrów od kładki, która była jedynym miejscem, gdzie można było się wydostać z wody: - Te dwa metry, dla kogoś, kto nie umie pływać, w dodatku z dzieckiem na rękach, to odległość nie do pokonania. Szukałem pod stopami dna, gdy tylko je poczułem, stojąc na palcach, podałem córkę osobom stojącym na kładce. Teściowa krzyczała, bo ktoś próbował się po niej wdrapać, wciągając ją pod wodę. Gdy w końcu udało nam się wdrapać, natychmiast zaczęliśmy biec kładką w stronę samochodu. Ktoś na brzegu dał córce suchą bluzę.

Na szczęście w tych dramatycznych chwilach nikomu nic poważnego się nie stało, poza przemoczeniem i wystraszeniem, uszkodzeniem telefonów komórkowych czy utopieniem wózka dziecięcego. Zaraz po wypadku dyrektor Narwiańskiego Parku Narodowego Ryszard Modzelewski przepraszał i podkreślał, że park ponosi odpowiedzialność za zdarzenie. 

- Nie mam zamiaru uciekać, chować głowy w piasek. Choć błąd musi tkwić w wykonaniu kładki. To Park, którego jestem przedstawicielem, wpuścił na nią turystów. Jestem w kontakcie z osobami, które znalazły się w wodzie. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia - mówił wówczas Ryszard Modzelewski.

Po wypadku policja rozpoczęła dochodzenie w sprawie podejrzenia "narażenia uczestników przeprawy rzecznej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu". Dotyczyło to 14 osób (w tym trojga małych dzieci), które znalazły się na pływającym pomoście nr 3. 

Dochodzenie prowadzili policjanci z Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. 29 kwietnia 2020 roku, czyli po ponad roku od zdarzenia policja postanowiła umorzyć postępowanie "wobec braku znamion czynu zabronionego". 

Z uzasadnienia postanowienia policji wynika, że pomost przewrócił się do wody, ponieważ znalazło się na nim zbyt dużo ludzi. Tu policja opiera się na zeznaniach powołanego do tej sprawy biegłego z zakresu żeglarstwa budowy i eksploatacji jachtów. Biegły stwierdził: "bezpośrednią przyczyną zdarzenia było wejście na pomost pływający zbyt dużej liczby osób. Jego niewłaściwe użytkowanie było przyczyną zdarzenia, w wyniku którego osoby na nim przebywające wpadły do wody". Biegły zaznaczył przy tym, że użytkownicy powinni wiedzieć, ile osób może bezpiecznie korzystać z pływającego pomostu, "gdyż zasady użytkowania obiektu były w regulaminie". Według biegłego każdy, kto kupuje bilet wstępu do parku, potwierdza, że zapoznał się z regulaminem korzystania z kładki. Zgodnie z regulaminem na pomoście mogło jednocześnie przebywać do 10 osób. 

Powołana w sprawie biegła z zakresu medycyny stwierdziła, że warunki atmosferyczne, głębokość wody, jej temperatura i okoliczności wypadku mogły spowodować bezpośrednie zagrożenie utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu osób uczestniczących w wypadku. 

Postanowienie policji o umorzeniu dochodzenia zatwierdziła Prokuratura Rejonowa Białystok Północ. Decyzja prokuratury nie jest prawomocna i według naszych informacji niektórzy z czternaściorga poszkodowanych zamierzali składać odwołanie do sądu. Chodzi przede wszystkim o to, że umorzenie postępowania praktycznie zamyka drogę dochodzenia odszkodowania od władz Narwiańskiego Parku Narodowego. 

W postępowaniu o umorzeniu jest także informacja o prowadzeniu przez Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Białymstoku postępowania w sprawie braku pozwolenia na użytkowanie kładki po przebudowie.  

Kładka Waniewo - Śliwno jest jedną z atrakcji turystycznych w Narwiańskim Parku Narodowym. To półtorakilometrowy pomost na Narwi. Dopiero po wypadku dyrekcja parku umieściła przy pływających pomostach kartki z informacjami o zasadach bezpiecznego korzystania z kładek. 

Zobacz również