- Rozłożyliśmy około stu egzemplarzy książki Romana Dmowskiego "Kościół, Naród, Państwo". Uważamy, że przesłanie Dmowskiego, mimo upływu prawie 100 lat, nie straciło na aktualności w obecnych czasach. Dziś Polacy muszą mierzyć się z podobnymi wyzwaniami zewnętrznymi oraz własnymi słabościami jak wtedy - mówi Bartosz Sokołowski, szef białostockiej Młodzieży Wszechpolskiej.
Od wtorku do czwartku z gablot Białostockiego Śledzia Książkowego zniknęły wszystkie egzemplarze dzieł Romana Dmowskiego zostawione tam przez Młodzież Wszechpolską. Dziś w jednej z gablot nie ma w ogóle żadnej książki w drugiej - leżą cztery książki dla dzieci. W gablotach pustki są od dawna. Akcja rozpoczęła się 27 października 2017 roku, gdy prezydent miasta i jego urzędnicy zapełnili książkami dwie metalowe gabloty w kształcie śledzia ustawione obok przystanków autobusowych w centrum miasta.
Pomysł polegał na tym, że książki z gabloty może wziąć każdy. Wziąć, żeby przeczytać i położyć z powrotem do gabloty. Wkrótce zapełnione regały opustoszały i już się nie zapełniły. Prowadzący akcję pracownicy Urzędu Miejskiego w Białymstoku regularnie dokładają książki do regałów. - Od początku akcji dołożyliśmy w sumie prawie dwa i pół tysiąca książek - mówi Urszula Mirończuk, rzecznik prasowy prezydenta Białegostoku. - Książki dostajemy od naszych partnerów tej akcji, czyli Książnicy Podlaskiej i jeszcze jednej białostockiej księgarni internetowej. Dokładamy je co drugi, trzeci dzień mniej więcej po 20 książek na regał.
Tytuł w lokalnej Gazecie Wyborczej brzmi: "Wszechpolacy Dmowskim zapychają Białostockie Śledzie Książkowe". Artykuł opowiada o akcji Młodzieży Wszechpolskiej jako próbie indoktrynacji. Czy skutecznej? Sto egzemplarzy książki Dmowskiego rozeszło się w ciągu dwóch dni. Musieli je wziąć przechodnie, bo na pewno nie ruszali ich pracownicy Urzędu Miejskiego. O tym zapewnia Urszula Mirończuk. - Nasi pracownicy dokładają książki, sprawdzają też, czy książki w gablotach nie są zniszczone, a także czy nie zawierają treści niepożądanych, na przykład pornografii. Nigdy nie zabierają innych książek - mówi Urszula Mirończuk.
Bartosz Sokołowski nie kryje zadowolenia. - Bardzo się cieszę, że książki szybko się rozeszły. Mam nadzieję, że dla ludzi, którzy je wzięli, będzie to pouczająca lektura - mówi Sokołowski. Zbliża się czas intensywnej agitacji - może białostockie śledzie książkowe przydadzą się przynajmniej do tego celu, skoro z wymiany czytelniczej egzaminu na razie nie zdaje.