Tor Wschodzący Białystok: będziemy dopłacać sto tysięcy rocznie

Zaczęło się od zdziwienia. Płacić? Dlaczego? Przecież to z Budżetu Obywatelskiego to chyba powinno być bez opłat. No najwyżej symboliczna jakaś opłata za jazdę. Dyskusja na portalu społecznościowym wkrótce po otwarciu Toru Wschodzący Białystok osiąga temperaturę wrzenia. Jak to, ludzie się starali a teraz miasto będzie zarabiać? Okazuje się jednak, że miasto nie tylko NIE BĘDZIE ZARABIAĆ, lecz BĘDZIE TRACIĆ! Nie tylko więc wydaliśmy prawie 4 miliony na budowę, ale jeszcze wszyscy będziemy dopłacać - ponad 100 tysięcy rocznie. Jak to możliwe? Ano tak:

/fot. H. Korzenny/

/fot. H. Korzenny/

Budżet Obywatelski 2015 - drugie rozdanie budżetu, entuzjazm mieszkańców, nowa forma uczestniczenia w życiu miasta, modelowy wzorzec partycypacji zwykłych ludzi we wspólnych sprawach. - Tor Wschodzący Białystok to mój pomysł, z mężem - mówi dziś Katarzyna Todorczuk, miejska radna z Klubu Tadeusza Truskolaskiego. - Najpierw zrobiłam spotkanie otwarte, żeby zobaczyć, czy ktoś w ogóle jest zainteresowany. Byłam zbudowana, że jest tak wielu ludzi, którzy marzą o takim torze. Zgłosiłam więc ten projekt do budżetu. 

POMYSŁ CZY INTERES

Katarzyna Todorczuk jest dziś zadowolona, ze zrealizowania jej projektu. Że pobierają opłaty, że administruje torem Białostocki Ośrodek Sportu i Rekreacji - nie dziwi się. - Ktoś musi tym administrować, to jednostka miejska i to chyba normalne - dodaje. - Do toru trzeba dokładać? Nie wiem, nie znam szczegółów. 

Wjazd na tor Wschodzący Białystok /fot. H. Korzenny/

Wjazd na tor Wschodzący Białystok /fot. H. Korzenny/

Dlaczego pobierana jest opłata za korzystanie z toru? Urszula Mirończuk, rzecznik prezydenta Białegostoku odpowiada: przede wszystkim dlatego, że zasady budżetu partycypacyjnego 2015 nie regulują kwestii opłat. Skoro więc nie jest zabronione, to jest dozwolone. Zdaniem rzeczniczki prezydenta opłaty sprawiają, że ten tor utrzymują tylko ci, którzy z niego korzystają. W przeciwnym wypadku koszt utrzymania rozkładałby się na każdego mieszkańca, także na tego, który nie korzysta z toru. 

Tłumaczenie logiczne. Tyle że praktyka zaprzecza. Ile kosztuje utrzymanie toru? A ile pieniędzy wpływa z opłat za korzystanie z toru? Na te dwa podstawowe pytania odpowiada biuro prasowe prezydenta miasta, czyli Departament Komunikacji Społecznej. Kwoty są netto i "podstawowe". A przede wszystkim to liczby prognozowane. 

Podstawowa opłata za korzystanie z toru - za dwugodzinną sesję - 100 zł.

Miesięczny koszt utrzymania toru - 29 tys. zł, rocznie więc wychodzi - 348 tys. zł.

Na tę kwotę składają się następujące elementy (rocznie): podatki oraz opłata z tytułu trwałego zarządu - 120 tys. zł; koszty bieżącej eksploatacji toru - 50 tys. zł (koszty wywozu nieczystości, media, toalety przenośne, dozór, odzież ochronna pracowników, paliwo itp.). Mamy już 170 tys. zł. A reszta - na co pójdzie pozostałe 180 tys. zł? Na WYNAGRODZENIA. Liczymy: 180 tys. zł przez 12 miesięcy daje 15 tys. zł miesięcznie. 

PRACA NA TORZE

Szukamy odpowiedzi na kolejne pytania: ilu pracowników i co robią ci ludzie. Czekamy na odpowiedź z biura prasowego kolejnych kilka dni. "Do bieżącej obsługi obiektu zatrudnione zostały w chwili obecnej trzy osoby, których wynagrodzenie wynosi około 12,65 zł za godzinę". Czy te trzy osoby obecnie "konsumują" miesięcznie 15 tys. zł? Musiałyby dostawać stawkę godzinową co najmniej dwa razy większą.

Trybuna na torze /fot. H. Korzenny/

Trybuna na torze /fot. H. Korzenny/

Dopytujemy - okazuje się, że 15 tys. to jest taka kwota "docelowa" i oczywiście tylko prognozowana. Przy okazji okazuje się też, że w planach "po sezonie zimowym" jest zatrudnienie jeszcze jednej osoby. I jeszcze okazuje się, że podane wcześniej kwoty wynagrodzenia "uwzględniają wymagane przepisami prawa składki (emerytalna, rentowa, chorobowa, zdrowotna, rentowa, wypadkowa, fundusz pracy) oraz podatek dochodowy". A więc całe podane wcześniej wyliczenie jako kwoty netto teraz okazuje się kwotami brutto. Załóżmy. 

Czym zajmują się ci pracownicy - najogólniej mówiąc obsługą klientów i porządkowaniem toru, a także "opracowaniem i organizowaniem wewnętrznego obiegu informacji dotyczących obiektu". 

PLAN STRAT

W szczegółach dotyczących wyliczeń i kwot można szukać luk i niedomówień. Są jednak dane, w których trudniej się pomylić. Otóż "prognozowane przychody netto kształtują się na poziomie 230 tys. zł rocznie" - czytamy w odpowiedzi nadesłanej z urzędu. 

Porównajmy: Koszty prognozowane netto 348 tys. zł, przychody netto 230 tys. zł. Różnica - 118 tys. zł. To znaczy, że rocznie do tego toru my wszyscy z budżetu naszego miasta będziemy dokładali 118 tys. zł. Zapewnienie Urszuli Mirończuk o tym, że dzięki wprowadzeniu opłat za tor płacą tylko ci, którzy z niego korzystają, zdaje się jest nieprawdziwe - płacimy za ten tor WSZYSCY, bo miasto nie jest w stanie zaplanować rentowności tego toru. 

Tor Wschodzący Białystok /fot. H. Korzenny/

Tor Wschodzący Białystok /fot. H. Korzenny/

Pytamy więc dlaczego władze miasta nie spróbowały powierzyć komuś (wynająć) administrowania torem na przykład w drodze konkursu ofert. Może wówczas tor przynajmniej nie przynosiłby straty? Odpowiedź: "każdy obiekt budowany przez Miasto trafia pod zarząd konkretnej jednostki miejskiej, która decyduje o sposobie korzystania z tego obiektu na zasadach ogólnych. [...] BOSiR jest jednostka miejską, w związku z czym zarządzanie Torem Wschodzący Białystok zostało przekazane tej jednostce na mocy decyzji Prezydenta Miasta." Pytamy, czy nie mogliby na przykład zarządzać torem ci, którzy zgłosili ten projekt do Budżetu Obywatelskiego. Odpowiedź: "Wnioskodawcy, zgłaszający projekty do BO, są osobami fizycznymi i jako takie nie mogą być zarządcami obiektów miejskich". 

MARZENIE CAŁEGO ŚRODOWISKA

Wiemy już, że Tor Wschodzący Białystok nie zarobi na siebie; wiemy, że przekazanie administracji BOSiR-owi to decyzja prezydenta. Dochodzimy do miejsca, w którym trzeba postawić pytanie - czy nie można było sprawy toru zorganizować inaczej? 

Wracamy do początku - do Katarzyny Todorczuk, radnej, która zgłosiła wniosek do Budżetu Obywatelskiego. Okazuje się, że radna nie była sama. - To była idea, marzenie całego środowiska motosportu białostockiego - mówi Łukasz Marczukiewicz, wówczas prezes klubu motocrossowego OffRoad Białystok. W skrócie można powiedzieć, że idea budowy toru w ramach Budżetu Obywatelskiego pobudziła do działania całe białostockie środowisko entuzjastów sportów motorowych. Pierwotnie tor miał być szutrowy do motocrossu, później zdecydowano się jednak na tor asfaltowy - samochodowy, ale z zastrzeżeniem, że asfalt to tylko pierwsza część większej inwestycji, bo obok zaplanowano dłuższy tor szutrowy, a w innym miejscu pozostałą infrastrukturę, tzn. budynki administracyjne, szkoleniowe, parkingi. 

Metryczka toru /fot. H. Korzenny/

Metryczka toru /fot. H. Korzenny/

Rozmowa z Marczukiewiczem utwierdza w przekonaniu, że całe liczne środowisko pracowało na rzecz realizacji swojego marzenia - toru. - Poświęciliśmy wiele godzin, wiele pracy społecznej, żeby wyznaczyć trasę tego toru. Daliśmy nasze doświadczenie, umiejętności, nasz czas, aby ten tor był maksymalnie profesjonalny - mówi Łukasz Marczukiewicz i podkreśla ponownie, że to całe środowisko, nie tylko jego klub, działało na rzecz budowy toru, począwszy od głosowania na projekt w Budżecie Obywatelskim (3712 głosów oddano na ten projekt), poprzez konsultacje w czasie budowy, a skończywszy na pomocy w układaniu regulaminu toru. 

GORYCZ FINAŁU

Finału sprawy niestety możemy się już domyślać. - Wkładaliśmy nasz wysiłek, nasze doświadczenie, umiejętności i wiele razy w czasie rozmów z zastępcą prezydenta Rafałem Rudnickim pytaliśmy, jak ma wyglądać administrowanie torem, czy dostaniemy ten tor do ćwiczeń, czy będziemy mogli ćwiczyć tu na korzystnych warunkach, bo przecież budowaliśmy go także dla siebie, dla naszych klubów - mówi Łukasz Marczukiewicz. - Wreszcie pytaliśmy, czy mamy się przygotować do administrowania torem. Bo my, jako klub lub też inna jednostka, jesteśmy w stanie to zrobić... Nigdy nie dostaliśmy jednoznacznej i poważnej odpowiedzi na te pytania. 

Jazda na torze /fot. H. Korzenny/

Jazda na torze /fot. H. Korzenny/

Tak było do otwarcia toru. Tu entuzjastów sportu motorowego, ludzi, którzy pracowali na rzecz toru, spotkało największe rozczarowanie. Nie, nie chodzi o administrowanie torem. - O otwarciu toru dowiedzieliśmy się z relacji prasowych - mówi Marczukiewicz. - Nikt nas nawet nie zaprosił. Katarzyna Todorczuk, która swoim nazwiskiem firmowała ten projekt, dostała zaproszenie dwie godziny przed otwarciem. Do nas nikt się nie odezwał, choć przecież z władzami wcześniej spotykaliśmy się często w sprawie tego toru. 

- To bardzo przykre, jesteśmy zawiedzeni i rozgoryczeni - mówi Łukasz Marczukiewicz i nie wyraża wyłącznie swojej oceny całej tej historii.

Co do rentowności toru - po zapoznaniu się z liczbami i wyliczeniami Marczukiewicz mówi krótko: jestem przekonany, że ten tor może i powinien na siebie zarabiać. 

Ale to już zupełnie inna historia.

Zobacz również