Wszystko wydarzyło się w piątek (20.01) po południu. Prowadzącym audycję "Popołudnie z Polskim Radiem Białystok" (w godz. 14:00-17:00) był wtedy Andrzej Ryczkowski.
O tym, że jest coś z nim nie tak, rozgłośnię informowali słuchacze, którzy dzwonili do studia. Jednak sprawująca nadzór nad programem Dorota Niebrzydowska (jednocześnie dyrektor programowy rozgłośni) nie interweniowała. Audycja się skończyła, prowadzący zakończył pracę, a później odjechał autem spod rozgłośni przy ul. Świerkowej.
O sprawie zrobiło się głośno wśród pracowników radia. Kilka minut po wyjeździe pracownika, prezes stacji Mirosław Bielawski zadzwonił do Andrzeja Ryczkowskiego i poprosił go o powrót do pracy.
Dziennikarz wrócił na Świerkową. Tam na niego czekał szef i patrol policji. Na ich widok próbował jeszcze uciekać, omal nie potrącając autem prezesa Bielawskiego (tak wynika z relacji świadków, do których dotarliśmy).
- W piątek tuż przed godz. 18 policjanci interweniowali na ul. Świerkowej w związku z nietrzeźwym kierowcą. Okazał się nim 50-latek, który został zbadany alkomatem. Badanie wykazało 2,5 promila alkoholu w jego organizmie. Mężczyzna trafił do IV Komisariatu Policji w Białymstoku celem przeprowadzenia dalszych czynności, a w dalszej kolejności został doprowadzony do Izby Wytrzeźwień w Białymstoku - przekazała nam nam st. asp. Katarzyna Molska-Zarzecka z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. Nie potwierdza, że mężczyzna stawiał jakikolwiek opór, ani też, że usłyszał jakiekolwiek zarzuty.
"Małpki" w biurze
W Polskim Radiu Białystok to teraz temat numer jeden, jeśli chodzi o wewnętrzne rozmowy pracowników.
- Nigdy nie miałem powodów do narzekań na Andrzeja. Zawsze był w porządku. Nie jest jednak tajemnicą, że miał kiedyś problemy z alkoholem. Wiedzieliśmy o tym w redakcji. Jakiś czas temu udało mu się z tego wyjść, zajął się wyczynowym uprawianiem sportu. Mnóstwo biegał. Widać to było za mało. Teraz niektórzy mówią, że po jego dyżurach w koszu na śmieci znajdowane były "małpki" - mówi nam były pracownik Polskiego Radia Białystok, który poprosił o anonimowość.
- Andrzej potrafił w trakcie audycji wyjść do sklepu i wrócić "czerwony jak piwonia" - stwierdza w rozmowie z nami inny były pracownik rozgłośni. - Prezes Bielawski wiedział, że Ryczkowski ma problem, wszyscy w radiu widzieli puste buteleczki wynoszone przez panie sprzątające.
Z naszych ustaleń wynika, że zarządzający stacją co najmniej czterokrotnie interweniowali w sprawie audycji Andrzeja Ryczkowskiego, kiedy te mogły być prowadzone „po spożyciu”.
Bez komentarza
Zadzwoniliśmy do samego zainteresowanego. Ryczkowski odmówił nam komentarza, tłumacząc, że przebywa obecnie w szpitalu. Dorota Niebrzydowska, która miała sprawować pieczę nad piątkową (20.01) audycją, odmówiła rozmowy z nami na ten temat.
- Proszę o kontakt w tej sprawie z prezesem Mirosławem Bielawskim - powiedziała nam jedynie Niebrzydowska.
Próbowaliśmy dodzwonić się do prezesa Mirosława Bielawskiego. Na razie nie odbiera od nas telefonu komórkowego, a w sekretariacie rozgłośni od dwóch dni słyszymy, że "prezes jest na spotkaniu" lub "prezes wyjechał poza rozgłośnię".
Wizerunek Andrzeja Ryczkowskiego zniknął z zakładki "Ludzie Radia" na stronie internetowej stacji. Do sprawy wrócimy.