Robert Flisiak: Do końca kwietnia wirus na pewno nie ustąpi

O dużo więcej testów - i tych szczegółowych, i tych tzw. szybkich, które wskazują zaledwie, że pacjent jest w grupie ryzyka - apeluje prof. Robert Flisiak. Testów jest jednak wciąż za mało. Dlatego - według profesora - liczba osób zakażonych, którą podają władze, jest dużo zaniżona.

Profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych oraz szef Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, był gościem jednej z codziennych konferencji prezydenta Białegostoku.

Jak mówi profesor, doświadczenia innych krajów każą przypuszczać, że przed nami jeszcze wzrost zakażeń koronawirusem i wzrost zachorowań z tym związanych.

- Mnie niepokoi niedostateczny dostęp do diagnostyki. Owszem, to już jest ponad 20 laboratoriów, które pracują, to jest te kilka tysięcy testów, ale to to jest bardzo mało. W sytuacji, kiedy WHO mówi: test, test, test... Kiedy mówi, że jak najwięcej należałoby testować ludzi - tak powinno być i u nas - przekonuje profesor. I nie kryje, że jego zdaniem przez właśnie takie działanie zaniżona jest znacznie w Polsce liczba osób zakażonych. Po prostu: nie testujemy, to nie wiemy.

Jak przypomina profesor Flisiak, wiele osób nie ma żadnych objawów, choć są zakażone. To sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa.

Na jak długo musimy oswoić się z tym trybem życia?

- Nie ustąpi to do końca kwietnia. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w maju - mówi Robert Flisiak. - Musimy popatrzeć, kiedy będzie ten szczyt epidemii. Pamiętajmy, że ci, u których się ona zaczęła wcześniej, jeszcze nawet nie osiągnęli tego szczytu - za wyjątkiem krajów azjatyckich. Codziennie monitorujęe raporty WHO - przypomnę, że miesiąc temu, 19 lutego, raport WHO mówił o liczbie zachorowań we Włoszech - zero. Nie było. 24 lutego raport już mówił o 48-50 rozpoznanych zakażeniach. To ilustruje, jak bardzo szybko to się potrafi zmieniać. My w tej chwili jesteśmy na krzywej wzrostowej. Zobaczymy za jakieś dwa tygodnie, na początku kwietnia, czy ten szczyt osiągniemy, czy będzie stabilizacja codziennej liczby zachorowań.

Profesor Flisiak zauważa też, że jest problem z wykonywaniem testów. Po prostu - cały czas wykonuje się ich zbyt mało, mimo że działa już u nas ponad 20 laboratoriów, które się tym zajmują. Ich wyniki są rzetelne, pracują na sprzęcie wysokiej klasy.

Ale zdaniem profesora Flisiaka, warto też wykorzystywać testy szybkie, które nie dają 100-procentowej pewności. Po co? Po to, by lepiej kwalifikować pacjentów, którzy powinni mieć wykonane te testy wysokiej jakości.

- Testy szybkie nie są idealne, ale są lepsze, czulsze w wykrywaniu niż kryteria kliniczne, czyli na przykład pytanie o kontakt z osobą zakażoną. te pytania w tej chwili, gdy cała Europa jest zalana zakażeniami, nie mają kompletnie sensu. Wielu zakażonych nie ma objawów. W związku z tym nawet niedoskonałe metody diagnostyczne będą lepsze od kryteriów klinicznych. I te testy powinny być jak najszybciej wprowadzane. To dopiero by rozwiązało problem. Alternatywą jest zamknięcie wszystkich w kwarantannie.

Czy brakuje testów? Na to pytanie prof. Flisiak nie odpowiada wprost: - Podstawą jest izolacja. Ale żeby odizolować, trzeba najpierw zdiagnozować.

Zobacz również