Do katastrofy śmigłowca transportującego turystów do bazy w górach Tien Szan w Kirgistanie doszło 9 lipca. Przez blisko miesiąc informacja o wypadku nie trafiła do opinii publicznej. Być może dlatego, że podróżowali nim pasjonaci podróży, a nie znani alpiniści. Zrobiło się o nim głośno dopiero, gdy przyjaciele rannej dziewczyny z Podlasia, rozpoczęli zbiórkę pieniędzy.
Był to regularny lot organizowany przez kirgiską agencję turystyczną do ich bazy namiotowej. Mimo pięknej, bezchmurnej pogody, oficjalną przyczyną wypadku podaną w kirgiskich mediach był silny wiatr. Zdaniem kilkorga świadków katastrofy bezpośrednią przyczyną wypadku był natomiast błąd pilota i źle przygotowane lądowisko. W trakcie lądowania helikopter odbił się od lądowiska i stracił równowagę. Pilot próbował podnieść maszynę, zahaczył o skały, maszyna spadła do niecki polodowcowej, gdzie ostatecznie rozbiła się, częściowo zanurzając w lodowcowej brei.
Na pokładzie znajdowała się m.in. czwórka Polaków. Wszyscy przeżyli. Troje z obrażeniami, które pozwoliły na transport znajduje się już w Polsce, pod opieką lekarzy. Niestety czwarta turystka wciąż przebywa w kirgiskim szpitalu. To dziewczyna z Podlasia.
TRUDNY POWRÓT DO ZDROWIA. WARUNKI W SZPITALU GO NIE UŁATWIAJĄ
Ania ma 37 lat, pochodzi z Moniek. Z wykształcenia jest biologiem, pracuje jako urzędniczka, a jej wielką miłością są podróże. Kocha góry, angażuje się w ochronę przyrody. W wyniku wypadku doznała bardzo skomplikowanych obrażeń kręgosłupa (złamania w odcinku szyjnym i piersiowym) wraz z uszkodzeniem rdzenia kręgowego. W tej chwili jest sparaliżowana od klatki piersiowej w dół. Od niemal miesiąca przebywa w kirgiskim szpitalu.
Do tej pory została podjęta jedna próba operacji przez neurochirurgów z Sankt Petersburga, którzy specjalnie w tym celu przylecieli do Biszkeku. Niestety operacja nie powiodła się: w klinice dostępny jest tylko jeden rodzaj narkozy, na który Ania bardzo źle zareagowała, dlatego operacja musiała zostać przerwana, zanim na dobre się rozpoczęła. Szpital nie dysponuje specjalistami. Od momentu nieudanej próby operacji przez rosyjskich lekarzy nie zostały podjęte żadne konkretne działania mające na celu poprawienie stanu zdrowia Ani. W budynku nie ma windy, gdy zabraknie prądu, co często się tam zdarza, aparatura medyczna w szpitalu przestaje pracować. Ta na intensywnej terapii również.
Ania była ubezpieczona. Niestety w związku z przedłużającym się pobytem na oddziale intensywnej terapii oraz próbą operacji wymagającą sprowadzenia rosyjskich specjalistów, suma przeznaczona na koszty leczenia i transportu wyczerpała się niemal całkowicie
By dać Ani szansę na leczenie, trzeba sprowadzić ją do Polski: pod opieką lekarzy, specjalistycznym samolotem wyposażonym w aparaturę zbliżoną do tej dostępnej na OIOMie. Koszt takiego przelotu to 216 tys. zł. Pozostałe pieniądze, które wpłyną na rzecz Ani, zostaną przekazane na jej dalszą rehabilitację i leczenie.