Wejście do Centrum Kultury Tatarskiej w Kruszynianach dziś obstawione samochodami. Wzdłuż alejek stragany, kioski, i rozłożone na stołach stoiska. Obok pod dachem stół z ciastami i słodkimi wypiekami. Dalej namiot ze stołami i scena. Od południa, gdy piknik się zaczyna, przybywa ludzi. Pierwsza atrakcja: zupa tatarska: aromatyczna, sycąca. Dzieło Dżennety Bogdanowicz, właścicielki Tatarskiej Jurty. Olbrzymi kocioł a obok skarbonka z dużego słoja PET z otworem w zakrętce. Aromat przyciąga i zaraz formuje się długa kolejka.
17 LAT POSZŁO Z DYMEM
To, co zostało z Tatarskiej Jurty widać za plecami Dżennety. Spalone ruiny drewnianego domu, rumowisko w miejscu, gdzie była kuchnia i sala zajazdu. 1 maja w nocy ogień nie oszczędził niczego, co było cenne dla Bogdanowiczów. Rodzinne pamiątki, pamiątki społeczności tatarskiej Kruszynian. Cała kuchnia, sala restauracyjna, część mieszkalna - dom Bogdanowiczów i pokoje gości. Nikt nie zginął, przepadł dorobek całego życia.
- Na szczęście mamy rodzinę, mamy dzieci, które teraz to wszystko ciągną. My z mężem przyszliśmy na to pogorzelisko załamani, a dzieciaki mówią: nie możemy się załamywać. Goście przyjadą, umówieni, musimy ich przyjąć. I tak się podnieśliśmy i przyjmujemy ich tu, na powietrzu - mówi Dżenneta Bogdanowicz.
Dorobek 17 lat wspólnej, rodzinnej pracy. Zaczynali od małego drewnianego domu, który został po rodzicach. Tu królowała tatarska kuchnia i serdeczność w każdym geście. Przy wielkim drewnianym stole wszyscy siedzieli obok siebie. Później rozbudowa, nowa część i odnowiona sala dla gości, nowa kuchnia. Ale zawsze ta sama kuchnia: pierekaczewnik, szavla, pieremiacze, belysz. Nazwy, które dla każdego, kto tu był raz, przywołują znane smaki. W jedną noc wszystko zniknęło.
- Tatarskiej Jurty nie ma jako domu, ale Tatarska Jurta jest w nas. Ona jest, a wy, którzy tu przyszliście, jesteście cząstką tej naszej jurty. My ją odbudujemy, mamy razem tę siłę. Mąż mi to obiecał, że odbuduje ją, jeszcze większą i piękniejszą - mówi Dżenneta Bogdanowicz.
JURTA JEST W NAS
Odbudowa zaczęła się już pierwszego dnia. Od siebie. Bogdanowiczowie od nie przerwali gotowania. Przyjmują gości na powietrzu, pod parasolami. Gotują w ocalałych z pożaru garnkach, podają na jednorazowych talerzach. Najważniejsze, że żyją. Od razu też pojawił się społeczny ruch na rzecz pomocy w odbudowie Tatarskiej Jurty.
Przyjaciel rodziny Artur Fiłonowicz zorganizował zbiórkę na rzecz odbudowy na portalu pomagam.pl. 100 tysięcy zebrało się w ciągu kilku dni majowego weekendu. Dziś, w pierwszą niedzielę po pożarze - piknik na sąsiedniej działce, gdzie mieści się Centrum Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich. Rodzina Bogdanowiczów znalazła tu tymczasowe schronienie.
- Nie można było inaczej. Tatarska Jurta to jest bardzo ważna część naszej tatarskiej kultury, to także jest magnes, który przyciąga ludzi do Kruszynian. Dlatego bez namysłu daliśmy schronienie Bodanowiczom po tej tragedii i wspieramy ich w dążeniu do odbudowy. Ten piknik jest właśnie po to - mówi Bronisław Talkowski, przewodniczący Związku Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Kruszynianach.
"Nie można było inaczej", uznali też wszyscy ci, którzy przygotowali ten niedzielny piknik w Kruszynianach. Burmistrz Sokółki przekazała do wykorzystania scenę i nagłośnienie, regionalne restauracje i punkty gastronomiczne rozstawiły własne stoiska z potrawami, twórcy ludowi przywieźli i sprzedają swoje dzieła. Na scenie zespoły tatarskie z Kruszynian, ale też muzycy rockowi z Białegostoku. Zjechali się motocykliści i właściciele zabytkowych aut. Wszystko, co tu się kupi, według deklaracji sprzedających - idzie na odbudowę Tatarskiej Jurty.
WYPIEKI NA RZECZ ODBUDOWY
Więcej: goście, którzy są tu dziś, przyjechali z daleka specjalnie by wesprzeć Bogdanowiczów. Pani Stella razem z mężem i dziećmi przejechała 200 kilometrów z Gołdapi. - Byliśmy tu już kilka razy z mężem. Chcę teraz pokazać dzieciom to miejsce, chcemy pomóc Dżennecie w odbudowie tej wyjątkowej jurty.
Obok nich na trawie - małżeństwo z Wrocławia. - Byliśmy na majówce tu w pobliżu. Wczoraj dzwoniłem tu i pytałem, jaki będzie program tego pikniku. Nikt nie mógł mi powiedzieć. A dziś siedzimy tu i jest wielka impreza. Na scenie ciągle ktoś gra, wokół mnóstwo ludzi. Przyciągnął nas tu szczególnie teatr Wertep, który występował w namiocie. Naprawdę jak na to patrzę, to wierzę, że uda się odbudować tę Jurtę.
Tę wiarę i determinację podzielają też ci, którzy postanowili pomóc spontanicznie. Pod dachem na dużym stole rozłożyło się stoisko z ciastami. Serniki, piernik, makowce - bogaty wybór. Każdy bierze, ile chce, płaci, ile ma, do skarbonki ze słoika PET ze szczeliną w nakrętce. - To są ciasta, które ludzie upiekli specjalnie na ten piknik. Sąsiedzi, znajomi i nieznajomi, którzy po prostu przywieźli ciasta ze sobą i przekazali nam. My tu kroimy i rozkładamy na stołach - mówi Izabela Muchla, która opiekuje się tym stoiskiem.
POMOC OD PRZYJACIÓŁ
Piknik trwa od południa. Do wieczora przybędą tu setki, tysiące ludzi. Nie tylko tak można wspierać odbudowę Tatarskiej Jurty. - Jest ogłoszona zbiórka publiczna, mieliśmy już pierwszą akcję w czasie festynu "Wspólna Niepodległa" w Białymstoku, zebraliśmy tam 3 tysiące złotych. Będziemy prowadzić podobne zbiórki, dopóki nie odbudujemy Tatarskiej Jurty. Na facebooku trzeba wpisać hasło "solidarni z tatarską jurtą" ta jest prowadzona licytacja, zbiórkę prowadzi też Tatarskie Towarzystwo Kulturalne - mówi Róża Chazbijewicz, prezes Tatarskiego Towarzystwa Kulturalnego.
Dżennety Bogdanowicz na pikniku praktycznie nie widać. Wychodzi rzadko, tylko wywoływana na scenę przez prowadzącego piknik.
- Nie wiedzieliśmy, że po tych 17 latach mamy tylu przyjaciół. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Myślę, dziś, że to, co nas dotknęło, sprawiło, że teraz dotarło do nas, ilu mamy przyjaciół, ilu ludzi o nas wie. Jeszcze tego strasznego dnia zaczęli do nas przyjeżdżać przyjaciele, pomagali nam - mówi Dżenneta Bogdanowicz.