Prezydent jednak zastrzega od razu, że zwolnienia "muszą mieć twardą podstawę prawną". A prawo jak dotychczas krępuje ruchy pracodawcom. Wcześniej już Tadeusz Truskolaski mówił o konieczności poważnego zmniejszenia wydatków miasta z powodu zmniejszonych wpływów do budżetu (na przykład z subwencji oświatowej czy wpływów podatkowych). Wydatki na wynagrodzenia urzędników stanowią prawie jedną czwartą wszystkich wydatków miasta. Jak mówił prezydent, rocznie na wynagrodzenia miasto przeznacza pół miliarda złotych.
- Podjąłem decyzję o niezatrudnianiu dodatkowych osób w urzędzie, również nie przedłużam umów, które wygasają w danym momencie - deklaruje prezydent Tadeusz Truskolaski. - W ramach tego moratorium na zatrudnianie nie będę zatrudniał nowych osób w miejsce tych, które uzyskały prawo i odchodzą na emeryturę. A takich przypadków będzie niedługo sporo szczególnie w lipcu. To jest można powiedzieć, taki ruch naturalny w urzędzie i on będzie prowadzony - dodaje Tadeusz Truskolaski.
Prezydent zaznacza, że osoby, które nabywają prawo do przejścia na emeryturę, nie muszą od razu z tego prawa korzystać, a obecnie nie ma regulacji prawnych zmuszających je do automatycznego odejścia z pracy. Prezydent zapowiada jednak, że w przypadku przedłużającego się kryzysu związanego z epidemią, "w pierwszej kolejności powinny odchodzić z urzędu te osoby, które mają już zapewnione środki do życia".
Z wypowiedzi prezydenta Białegostoku wynika, że kryzys jednak się pogłębia, bo jeszcze dwa tygodnie temu, gdy pytaliśmy o zatrudnianie nowych pracowników w urzędzie, usłyszeliśmy od zastępcy prezydenta Rafa Rudnickiego: "Ta sytuacja związana z koronawirusem ma miejsce od czterech tygodni. Kilka miesięcy wcześniej takich sytuacji nie było, więc wtedy normalnie procesy rekrutacyjne w urzędzie miejskim się odbywały. W ostatnim czasie zostały przyjęte do pracy osoby, które do tej pory w większości przypadków pracowały w spółce Lech - zostały przyjęte do departamentu gospodarki komunalnej, co wynika z tego, że przeniesione zostały kompetencje ze spółki Lech do urzędu miejskiego".
Brzmi całkiem inaczej niż dzisiejsza deklaracja Tadeusza Truskolaskiego: - W tej chwili nie mogę powiedzieć w stu procentach, autorytatywnie, że żadnych ruchów kadrowych nie będzie, ale chcielibyśmy, jeżeli one już nastąpią, żeby miały twardą podstawę prawną - zakończy prezydent Truskolaski.
Jak wynika z wypowiedzi prezydenta podczas wideokonferencji, większość urzędników pracuje dziś "zdalnie"; cały urząd zresztą pracuje w ograniczonym zakresie, obsługuje znacznie mniej klientów niż w "normalnych czasach". Tak samo zresztą jak inne placówki utrzymywane przez samorząd miasta: placówki kultury, sportu, ośrodki rekreacji.
"Praca zdalna" nie jest jedynym rozwiązaniem. Że można inaczej, pokazują Suwałki. Oto w ostatnich dniach nadeszła informacja o pracownikach Ośrodka Sportu i Rekreacji w Suwałkach, którzy w czasach kryzysu i zamknięcia ich placówek, zajęli się całkiem nową pracą i to wcale nie "zdalną".
O ich nowych zadaniach informuje rzecznik prasowy prezydenta Suwałk: "W czasie obowiązującego stanu epidemii pracownicy suwalskiego OSiR-u zostali włączeni w działania bezpośrednio związane z zapobieganiem COVID-19. Przez ponad dwa tygodnie pracownicy OSiR zajmowali się m.in. koordynacją dystrybucji maseczek ochronnych dla suwalskich seniorów sfinansowanych przez Miasto Suwałki.
Od wtorku (21.04.2020 r.) specjalny zespół rozpoczął dezynfekcję przystanków komunikacji miejskiej. W ramach akcji regularną dezynfekcją zostanie objętych 100 wiat przystankowych.
Ponadto pracownicy OSiR zostali zaangażowani do działań porządkowych na terenie miasta, w tym m.in. prac związanych z pielęgnacją zieleni miejskiej na bulwarach położonych wzdłuż Czarnej Hańczy. Działania będą prowadzone na powierzchni ponad 11 ha".
I wszystko w zgodzie z przepisami prawa pracy, gdyż pracownicy zgodzili się na przyjęcie nowych warunków pracy. Czy w Białymstoku byłoby to możliwe?
- Przepisy dotyczące zatrudnienia i zwalniania pracowników nie zmieniły się w naszym kraju. W naszym urzędzie mamy w większości korpus urzędniczy, który jest zatrudniany na zasadzie konkursu. W tej chwili większość pracowników jest na pracy zdalnej. Tam, gdzie zdecydują o tym dyrektorzy, następuje rotacja tych osób, czyli wymiana po jakmiś czasie - mówi prezydent Tadeusz Truskolaski.
I dodaje: - Działamy zawsze zgodnie z prawem, a gdybyśmy działali pochopnie w przypadku hipotetycznych zwolnień, to od razu mielibyśmy kilkadziesiąt pozwów do sądu pracy, a chcemy tego uniknąć.
Konieczność oszczędzania na zatrudnieniu - ale w administracji rządowej - zapowiada premier Mateusz Morawiecki.
W przepisach tarczy antykryzysowej znalazł się przepis, który daje rządowi możliwość nakazania zwolnień w poszczególnych urzędach lub obniżenia wynagrodzeń do końca tego roku. W grę wchodzi nawet kilkaset tysięcy urzędników. Uzyskane w ten sposób oszczędności mają pomóc w finansowaniu wydatków na świadczenia antykryzysowe dla biznesu.
- Staramy się zaszczepić gen oszczędzania w administracji publicznej. To nie jest czas na premie, podwyżki i nagrody - mówił premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej. - Musimy jako klasa polityczna skupić się na jednym celu: ratowaniu miejsc pracy. I temu będą służyły oszczędności w administracji publicznej - twierdzi premier.
Analitycy rynku na łamach "Rzeczpospolitej" wskazują, że zapowiadane oszczędności dotkną w pierwszej kolejności pracowników urzędów wojewódzkich i ministerstw. "Po przejściu wielu urzędników na pracę zdalną okazało się, że nie wszyscy są potrzebni" czytamy w "Rzeczpospolitej".