Najczęściej powtarzanym argumentem za wprowadzeniem podwyżki był wzrost kosztów obsługi komunikacji i osiem lat bez zmiany ceny biletów. A wpływy ze sprzedaży biletów to ? jak mówił zastępca prezydenta Białegostoku Zbigniew Nikitorowicz ? 70 procent kosztów obsługi komunikacji. Radni nie usłyszeli jednak od zastępcy prezydenta, o ile zwiększą się wpływy do kasy miasta z racji podniesienia cen biletów i na co konkretnie te pieniądze będą wydatkowane. Zwracał na to uwagę radny Maciej Biernacki.
W imieniu klubu radnych Koalicji Obywatelskiej, który ma samodzielną większość w radzie, uzasadniał potrzebę podwyżki radny Marcin Moskwa. Wskazywał na rosnące koszty eksploatacji, wskazywał na - jego zdaniem - nierozsądne decyzji o wprowadzeniu biletów 20-minutowych oraz o zwolnieniu z opłat uczniów podstawówek. Mówił o wykonanej kilka lat temu "analizie" opłacalności połączenia trzech spółek komunikacyjnych w Białymstoku, zaznaczając, że analiza wykazała, że to się nie opłaci. Sam Moskwa przyznał jednak po chwili, że pracuje w jednej ze spółek komunikacyjnych (KPKM) i że do 2017 roku był jej wiceprezesem (ta spółka wykazuje najwyższy deficyt ze wszystkich spółek komunikacyjnych).
Przeciwnicy podwyżek podkreślali, że zamiast szukać pieniędzy w kieszeniach mieszkańców, trzeba poszukać ich w samych spółkach komunikacyjnych i organizacji komunikacji miejskiej w mieście. Henryk Dębowski, przewodniczący opozycyjnego klubu radnych PiS wskazały, że "analiza" opłacalności połączenia spółek komunikacyjnych była wykonana przez pracowników urzędu miejskiego. Zaznaczył, że rzetelnie byłoby raczej zlecić taką analizę specjalizującej się w tym firmie niezależnej.
To, co mogło najmocniej przemówić do radnych to były wystąpienia osób spoza składu rady, które zabierały głos w imieniu swoich środowisk. Po raz drugi do odstąpienia od podwyżek przekonywał radnych przedstawiciel Młodzieżowej Rady Miasta Białystok. Przekazał przewodniczącemu rady petycję przeciwko podwyżkom podpisaną przez osiem i pół tysiąca młodych ludzi.
- Miasto mówi, że zależy mu na zwiększeniu liczby pasażerów komunikacji miejskiej. Dzisiaj słyszeliśmy tu, że liczba pasażerów zmniejszyła się w ostatnich latach. Trzeba więc postawić pytanie, czy po podwyżce cen biletów, liczba pasażerów zwiększy się. Wydaje się, że będzie odwrotnie - mówiła Katarzyna Sztop-Rutkowska z Inicjatywy dla Białegostoku, dopuszczona do głosu na forum rady przez radnych.
Argumenty te i liczby nie przekonały radnych Koalicji Obywatelskiej. Jedyna zmiana, jaką zaproponował sam wnioskodawca, czyli prezydent miasta polegała na rezygnacji z tzw. biletu białostoczanina, czyli wprowadzeniu niższej ceny za bilet dla pasażerów zamieszkałych w Białymstoku a wyższych dla mieszkańców innych gmin. Wykreślenie tego zapisu uzasadniał radny Marcin Moskwa. Jak mówił, chodzi o to, że "z Mordoru, czyli urzędu wojewódzkiego, dochodziły do nas pomruki, że ten punkt będzie zakwestionowany i spowoduje unieważnienie uchwały". W ten sposób nie będzie zróżnicowania ceny biletu ze względu na miejsce zamieszkania, chociaż zastępca prezydenta Zbigniew Nikitorowicz zapowiedział, że takie rozwiązanie umożliwi wprowadzenie Karty Białostoczanina i że stanie się to wkrótce.
Gorąca dyskusja na temat podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej trwała dwie godziny i skończyła się głosowaniem: 14 radnych z Koalicji Obywatelskiej było za wprowadzeniem podwyżek, 11 radnych PiS było przeciw, jeden radny niezrzeszony wstrzymał się od głosu, dwóch radnych było nieobecnych na sesji (jeden z KO, jeden z PiS).
Podwyżki wchodzą w życie 1 marca 2020 roku, o ile nie zakwestionuje ich Wojewoda Podlaski, sprawujący nadzór prawny nad działalnością samorządów gminnych.