W Poradni specjalistycznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku było podejrzenie podłożenia ładunku wybuchowego. W windzie jedna z pielęgniarek znalazła urządzenia, na którym była informacja, iż może to być lub też może to służyć jako ładunek wybuchowy.
- W tej chwili jest wszystko jest sprawdzane przez policję, funkcjonariusze kończą już swoje postępowania. Pacjenci i pracownicy opuścili profilaktycznie parter, pierwsze oraz drugie piętro - powiedziała nam Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku
- Każdy taki sygnał traktujemy poważnie. Wdrażane są procedury. Policjanci jadą na miejsce i wszystko dokładnie sprawdzają. Każda taka sytuacja jest i musi być skrupulatnie sprawdzana. Nie możemy nic lekceważyć - mówi podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji.
Każdy sygnał o podłożeniu ładunku wybuchowego policjanci traktują bardzo poważnie. Z jednej strony sprawdzają, czy polega on na prawdzie, a z drugiej - kto jest jego autorem. - Nikt, kto decyduje się na tego typu żart, nie może czuć się bezkarnie. Na pewno będzie zidentyfikowany i odpowie za swoje zachowanie - przestrzega podinsp. Andrzej Baranowski. W takich sytuacjach, ten niby "mały dowcip" każdorazowo kończy się poważnymi konsekwencjami.
Sprawca fałszywego alarmu odpowiada za przestępstwo z artykułu 224a kodeksu karnego. Przewiduje on karę od 6 miesięcy do nawet 8 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo sprawca takiego zdarzenia może zostać obciążony znacznymi kosztami interwencji służb biorących udział w akcji.