Były szkoleniowiec Jagi mógł być po spotkaniu przy Słonecznej bardzo zadowolony, co innego trener Ireneusz Mamrot. - W roli trenera nigdy jeszcze nie udało mi się wygrać u siebie pierwszego meczu w sezonie, co innego na wyjeździe. Nie chciałem krakać przed meczem, bo przesądny nie jestem, ale niestety dziś się to potwierdziło - mówił. Szkoda, że nie udało się przerwać tej serii i otworzyć sezonu zwycięstwem.
Gospodarze stworzyli sobie kilka okazji, ale nie znów, aż tyle by mówić o wielkim pechu. Najbliższy szczęścia był Arvydas Novikovas, który trafił w słupek. Poza tym gospodarze mieli spore problemy w sforsowaniu szczelnej defensywy rywali. - Taki był nasz plan na te spotkanie. Należy pamiętać, że w poprzednim sezonie Lechia straciła ponad 60 bramek. Przebudowę należy więc zacząć od zbudowania defensywy i ustabilizowania gry obronnej. Trzeba umieć wykorzystywać swoje atuty. Nikt nie zabroni stosowania niskiego czy wysokiego pressingu, który zapewniam, nie raz jeszcze będziemy stosować. Chcieliśmy oddać Jagiellonii piłkę i skupić się na szybkich atakach, wynik pokazuje, że możemy być zadowoleni z realizacji planu - przekonywał Stokowiec.
Zdaniem Ireneusza Mamrota jego zespół zrobił zbyt mało, by dać szansę pomylić się budowanej na nowo defensywie Lechii. - W pierwszej połowie graliśmy zbyt wolno. Lechia nie stworzyła sobie więcej szans od nas. Częściej dochodziliśmy do sytuacji strzeleckich i w mojej ocenie z przebiegu całego spotkania zasłużyliśmy przynajmniej na remis. Przed nami mecz pucharowy, ale później nie mamy wyjścia, będziemy musieli odrobić te punkty w kolejnym meczu - tłumaczył trener Jagi.
- Zakładaliśmy taki scenariusz meczu. Poświęciliśmy temu niemal całą naszą odprawę. Mam pretensje do zawodników o to, że zbyt wielu było ich z tyłu. Zbyt wielu z nich schodziło niżej, gdy rozgrywaliśmy piłkę, przez co Lechia miała czas na zorganizowanie się i powrót na pozycje. Nie robiliśmy niczego, by sprowokować ich do wyjścia ze strefy, by mieć miejsce na zgranie piłki do przodu - dodał.
Po meczu najwięcej mówiło się jednak nie o wyniku czy przebiegu spotkania, a o bandyckim faulu Sławomira Peszki na Arvydasie Novikovasie. - Nie chciałbym tego komentować. Potępiam tego typu zachowania. To było zupełnie niepotrzebne. Delikatnie mówiąc jestem tym bardzo rozczarowany - mówił Stokowiec.
- Nie chcę bronić, ani oskarżać, ale w mojej ocenie w ostatnim czasie spadła na tego chłopaka tak duża fala krytyki, że w końcu cała frustracja musiała z niego ulecieć. Może powinienem mieć o to duże pretensje, bo mogło się to źle skończyć dla naszego zawodnika, to jednak przez pryzmat tej presji nie jestem. Nie zmienia to jednak fakty, że nie toleruję takich zachowań - mówił jak zwykle stonowany trener Mamrot.
W następnym tygodniu wszyscy kibice w Białymstoku będą mogli na chwilę zapomnieć o lidze. Na Podlasie przyjedzie bowiem portugalskie Rio Ave, z którym Żółto-Czerwoni powalczą o przepustkę do trzeciej fazy eliminacji do Ligi Europy. - Zbieramy informacje o przeciwniku. Widziałem już fragmenty spotkań rywali. Mamy jeszcze kilka nagrać do analizy. Od jutra ruszamy z przygotowaniami do tego, co nas czeka we czwartek. Mecz z Lechią jest też dla nas dobrym materiałem do wyciągnięcia wniosków i przeprowadzenia odpowiednich korekt w składzie przed najbliższym meczem - zakończył trener białostoczan.