Najwcześniej mistrzem Polski został urodzony w Suchej Beskidzkiej Łukasz Burliga. - W tamtym sezonie nie grałem zbyty wiele. Na początku byłem po kontuzji więc siłą rzeczy nie miałem co liczyć na grę, a później, gdy już wróciłem do zdrowia, to ciężko było się przebić do pierwszej jedenastki. Raz wszedłem z ławki, dwa razy pojawiłem się w pierwszym składzie. Z tamtego okresu pozostały mi jednak fantastyczne wspomnienia. Przegraliśmy co prawda mecz poprzedzający fetę mistrzowską, ale byliśmy pewni ostatecznego triumfu już na dwie kolejki przed końcem więc nie zakłóciło to święta. Jedyne czego żałuję, to tego, że grałem mniej, niż bym chciał - wspomina były gracz Białej Gwiazdy.
Teraz "Bury" ma szansę na sięgnięcie po złoty medal notując zdecydowanie większy wkład w grę zespołu. W obecnym sezonie zagrał w 13 meczach ligowych, z czego w 9 od pierwszej do ostatniej minuty. - Im więcej da się z siebie i im większą dołoży się cegiełkę, tym te mistrzostwo lepiej smakuje. Później, gdy grałem już w Ruchu, zdobyłem wicemistrzostwo. Wówczas zagrałem już bodajże w 20 spotkaniach. Wtedy czułem się bardziej spełniony. Teraz mam nadzieję, że zagram bardzo dobrą rundę wiosenną oraz że zakończymy sezon na pierwszym miejscu. Marzenie jest jedno, jest nim mistrzostwo, ale rywalizacja w lidze jest duża i trudno prorokować jak to wszystko się potoczy - tłumaczy Burliga.
Dużo większy wkład w zdobycie złotych medali przez Śląsk Wrocław miał wychowanek Jagi, Marek Wasiluk. Jak mistrzowski sezon 2011/2012 w wykonaniu WKS-u wspomina rosły obrońca Żółto-Czerwonych? - Sytuacja jest podobna. Wówczas również mieliśmy bardzo dobrą jesień. Później mieliśmy gorszy początek, czego tutaj mam nadzieję uda nam się uniknąć. Patrząc na przygotowania i naszą formę w ostatnich meczach możemy być o to spokojni. Wówczas straciliśmy nawet na trochę pierwsze miejsce, ale chyba na trzy mecze przed końcem udało nam się ponownie na nie wskoczyć i utrzymać je do końca - przypomina przebieg tamtego sezonu obrońca Jagiellonii.
- Byliśmy wówczas bardzo dobrze nastawieni. Sezon wcześniej zajęliśmy drugie miejsce. Mistrzem była Wisła, ale srebrne medale pozwoliły nam na grę w europejskich pucharach. Wobec nas były wówczas duże oczekiwania. Poprzeczkę zawiesiliśmy sobie bardzo wysoko. Chcieliśmy się zaprezentować lepiej, niż w poprzednim sezonie, a żeby to zrobić trzeba było zdobyć mistrzostwo. Łatwo nie było, nasi rywale podchodzili już do nas z większym respektem i zdobywanie punktów pochłaniało więcej energii - dodaje Marian Kelemen, który w tamtym sezonie był podstawowym bramkarzem Śląska.
Zarówno mistrzowska Wisła z sezonu 2010/2011, jak i Śląsk, który sięgnął po trofeum rok później przeżywały mniejsze i większe kryzysy. Śląsk złapał zadyszkę na początku wiosny. Wisła miała problemy wczesną jesienią, kiedy nie mogła wygrać pomiędzy 5. a 9. kolejką notując w tym czasie 3 remisy i 2 porażki. - Przez moment byliśmy chyba nawet na 10. miejscu. Wszystko się odwróciło po wygranych derbach z Cracovią, po golu w doliczonym czasie gry. Wówczas zaczęliśmy marsz w górę tabeli, który zakończyliśmy ostatecznie mistrzostwem kraju - przypomina Łukasz Burliga.
Zwycięstwo na Cracovii zapoczątkowało serię siedmiu kolejnych meczów z kompletem punktów. - Teraz jest inaczej. Od początku dobrze wyglądamy i każdy mecz jest potwierdzeniem naszej dobrej formy. Gramy bardziej stabilnie. Inny jest odbiór tego wszystkiego. Teraz sprawiamy sobie i kibicom miłą niespodziankę. Wówczas Wisła była faworytem, który na początku zawodził. Mam nadzieję, że ten entuzjazm, który nam towarzyszy zaprowadzi nas do szczęśliwego zakończenia - dodaje prawy obrońca Jagiellonii.
Jagiellonia ma za sobą wyjątkowo udaną rundę jesienną. Wydaje się też, że nie ma powodów, dla których mogłaby przespać początek wiosennego grania, tak jak miało to miejsce w przypadku Śląska. - W pierwszej rundzie wszystko szło nadspodziewanie łatwo. Później przyszedł kryzys, który na przestrzeni całego sezonu jest jednak nieunikniony. Każdy zespół, nawet te największe kluby, przeżywają taki okres i muszą z tego wyjść. Na pewno pojawiały się bardziej nerwowe momenty, kiedy nie mogliśmy wygrać, ale na szczęście nasi rywale nie potrafili ich wykorzystać. Końcówka tamtego sezonu pokazał jednak, że mieliśmy charakter i w ogólnym rozrachunku zasłużyliśmy na mistrzostwo - analizuje sytuację sprzed lat, doświadczony bramkarz Jagiellonii, Marian Kelemen.
Zawodnicy Jagiellonii Białystok dostrzegają pewne podobieństwa, ale też wyraźne różnice pomiędzy obecną Jagiellonią, a Śląskiem z sezonu 2011/2012. - Wówczas też mieliśmy Mariana w bramce. Marianek jak wino, im starszy, tym lepszy. Mieliśmy chyba jedną z wyższych średnich wieku w lidze. Teraz mamy większy balans pomiędzy doświadczonymi a młodymi zawodnikami. Młodzi zawodnicy wnoszą pasję, entuzjazm i zaangażowanie, a ci starsi swoje doświadczenie i wszyscy czerpią ze wspólnego źródła - tłumaczy Wasiluk, który w tamtym sezonie zdobył dwie bramki. Obie w Łodzi przeciwko ŁKS-owi oraz Widzewowi Łódź.
- Wówczas w Śląsku było wielu doświadczonych zawodników. Piłkarzy o dużej jakości i wysokich umiejętnościach indywidualnych. Trzon zespołu stanowili tacy zawodnicy jak Sebastian Mila, Przemek Kaźmierczak, Łukasz Madej, Piotr Ćwielong, Piotr Celeban, Jarek Fojut czy Dariusz Sztylka. To była taka grupa pozytywnych wariatów. Na pewno w Jagiellonii jest większa mieszanka zawodników młodych i doświadczonych. Wszyscy jednak doskonale się rozumiemy i wzajemnie sobie pomagamy. Atmosfera jest równie dobra jak wówczas w szatni Śląska. Nie ma przypadku w tylu wygranych meczach na wyjeździe w pierwszej rundzie -dodaje słowacki bramkarz.
Przed Kelemenem, Wasilukiem oraz Burligą szansa na kolejny tytuł. Jak mistrzowie oceniają szansę Jagi na ostateczny sukces w tym sezonie? - Patrząc na obecną sytuację, szanse są duże. Nie możemy jednak ani na chwilę stracić koncentracji, nie możemy przespać żadnego meczu. Trzeba poprawić się trochę w meczach u siebie. Mam wiarę, że będzie dobrze. Wówczas było 30 kolejek i przewaga kilku punktów dawała trochę spokoju. Tutaj będzie walka do końca. Różnice punktowe będą bardzo małe. Najtrudniejsze będzie ostatnich 7 kolejek. Każdy mecz będzie o 6 punktów, bo dopisując sobie 3 punkty, jednocześnie będzie się zatrzymywało rywala - tłumaczy Kelemen.
- Przed nami jest na pewno wielka szansa. Dla zawodników, którzy nie grają w Legii, Lechu czy może teraz także w Lechii, gdzie budżety są większe, a kadry szersze, taka szansa nie zdarza się często. Może raz na kilka lat, więc trzeba zrobić wszystko, żeby jej nie zaprzepaścić. Jagiellonia jeszcze nigdy nie była mistrzem Polski, więc byłaby to piękna historia - dodaje Marek Wasiluk, który dostrzega znaki mogące świadczyć, że Jagiellonia może osiągnąć w tym sezonie coś wielkiego.
- Śmieję się, bo gdy się rodziłem, 3 czerwca 1987 roku, to Jagiellonia awansowała po raz pierwszy do Ekstraklasy. Później po dwudziestu latach, 3 czerwca 2007, graliśmy w Sosnowcu i wywalczyliśmy ponownie awans do Ekstraklasy. Nie jestem dokładnie pewien tylko tej pierwszej daty, ale teraz ostatnia kolejka wypada pomiędzy 2 a 4 czerwca 2017. Będę kończył okrągłe 30 lat i znów pojawia się szansa na spektakularny sukces. Liczę na nasz entuzjazm i determinację w dążeniu do osiągnięcia czegoś wielkiego - zdradza Wasiluk.