Krzysztof Kalinowski: To była propozycja nie do odrzucenia

Przed nachodzącym sezonem II ligi koszykówki w białostockich Żubrów zaszło sporo zmian. Poza zakończeniem współpracy ze sponsorem tytularnym, z zespołem pożegnało się kilku ważnych zawodników. Zmiana zaszła również na stanowisku szkoleniowca. Zapraszamy na rozmowę z przygotowującym się do debiutu w roli pierwszego trenera Krzysztofem Kalinowskim, który w poprzednim sezonie pełnił funkcję asystenta trenera Tomasza Kujawy.

/fot.BIA24.pl/

/fot.BIA24.pl/

Jak Pan zareagował na propozycję objęcia posady trenera po swoim koledze, Tomaszu Kujawie?

- Otrzymałem taką możliwość i najzwyczajniej w świecie musiałem ją rozważyć. Głupio by było nie spróbować, tym bardziej, że niecodziennie dostaje się taką opcję. Trzeba było spróbować, dlatego też długo się nie zastanawiałem. To była propozycja nie do odrzucenia.

Prezes Zaniewski powiedział, że to była naturalna kolej rzeczy i świadomy wybór. W końcu dobrze zna Pan tę drużynę. Dużo widział zarówno jeszcze jako zawodnik, a przez ostatni rok także jako szkoleniowiec.

- Powiedzmy, że tak jest. Natomiast wszystko zupełnie inaczej wygląda z parkietu, a inaczej z pozycji trenera. Punkt widzenia moim zdaniem zmienia się całkowicie. Teraz przede mną trudne zadanie, żeby to wypośrodkować.

Która perspektywa pańskim zdaniem jest lepsza?

- Z pozycji zawodnika, a grałem jako rozgrywający, widziałem na boisku najwięcej. Trener nie zawsze wszystko może dostrzec. Trudno o wyłapanie wszystkiego, nie mówiąc już o tym, co dzieje się w szatni. Trener nie zawsze otrzymuje wszystkie sygnały, nie zawsze też jest je w stanie odpowiednio przetworzyć. Zawodnicy łatwiej między sobą rozpoznają komu z kim jest bardziej po drodze. Kto z kim woli grać, jaki ma charakter i jak przekłada się to na grę całego zespołu.

Da się to jakoś wszystko połączyć?

- Trzeba być bardzo czujnym. Bacznie obserwować i wnikliwie analizować. To niezwykle trudne zadanie, bo wymaga od każdego szkoleniowca bycia nie tylko trenerem, ale w pewnym sensie również psychologiem. Miałem już w swojej karierze trenerów, którzy nie zwracali na takie rzeczy uwagi, brali wszystko na siebie i nie potrafili odnieść sukcesu nawet z teoretycznie mocnym zespołem. Byłem też w drużynach, gdzie trener lepiej czuł szatnię, pozwalał na więcej, zachowywał spokój i to przekładało się na dobrą grę pomimo mniejszego potencjału sportowego kadry.

Jakie więc będą Żubry Krzysztofa Kalinowskiego?

- Przede wszystkim chciałbym, żebyśmy cieszyli się tym, co robimy. Najważniejsze jest jednak to, żeby zawodnicy byli w stanie sami podejmować odpowiednie decyzje i umieli znajdować idealne sytuacje do rozwiązywania kolejnych akcji. Każdy musi zdawać sobie sprawę z tego, jaka ciąży na nim odpowiedzialność za grę. Błędy są nieuniknione, dlatego ważna też jest umiejętność wychodzenia z trudnych pozycji. Nie zamierzam być trenerem, który będzie za karę zdejmował zawodnika z parkietu, to będzie ostateczność. Każdy z graczy potrzebuje zbudować swoją pewność siebie. Umiejętności i trening to jedna rzecz, ale pewność siebie ma kolosalne znaczenie w dyspozycji zawodnika. Wielu już widziałem dobrych koszykarzy, którym stres plątał ręce i nogi. Poznałem też wielu, którzy przy mniejszych umiejętnościach, ale ogromnej pewności siebie potrafili na parkiecie robić bardzo dobrą robotę.

Rozumiem więc, że nie będzie Pan typem krzyczącego przy linii trenera?

- To się okaże już podczas meczów ligowych (śmiech). W rzeczywistości mam jednak nadzieję, że tak właśnie będzie. Prowadziłem dotychczas zespoły juniorskie. Miałem też krótki epizod, kiedy jeszcze podczas gry w I lidze w Krośnie, podczas kontuzji pełniłem rolę asystenta trenera i odpowiadałem za organizację gry defensywnej. Mam pewien zarys tego jakbym chciał, żeby odbierali mnie zawodnicy. Mam też pomysły na to, jak zbudować w nich poczucie odpowiedzialności za wynik i grę.

Pojawia się jakiś stres przed debiutanckim sezonem w roli pierwszego szkoleniowca?

- Póki co nic takiego nie odczuwam. Z drugiej strony stres działa na mnie mobilizująco. Czuje wówczas, że muszę zrobić jeszcze więcej, jeszcze bardziej się przyłożyć do zadania. Na pewno kiedy byłem młodszy i zaczynałem grać, to stres był bardziej deprymujący. Teraz, gdy człowiek jest bardziej doświadczony, odbiera to wszystko zupełnie inaczej.

Wracając jeszcze na chwilę do momentu podjęcia się zadania. Wiedział Pan już wówczas, że z zespołu odejdzie kilku znaczących zawodników?

- Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie otrzymałem propozycję. Wiem tylko, że było już za późno na zatrzymanie Kamila Czosnowskiego. Kiedy zacząłem z nim rozmawiać, był już po słowie z nowym klubem. W zasadzie od razu przystąpiłem do tworzenia kadry. Mogę powiedzieć, że z tych zawodników, których widziałem w swoim zespole, nie udało mi się tylko z Kamilem. Reszta chłopaków była poza naszym zasięgiem finansowym. W tym sezonie nie mamy możliwości zbudowania kadry w taki sposób, jak przed rokiem. Składaliśmy jeszcze propozycję Bartkowi Wróblewskiemu, ale nie przelicytowaliśmy Tura. Mam nadzieję, że dobrze z obowiązków ?jedynki? wywiąże się Patryk Wydra. Oglądaliśmy go już od dłuższego czasu. Chcieliśmy go w naszym zespole już przed rokiem. Trener Kujawa się z nim kontaktował, ale wówczas się nie udało. Teraz jednak byliśmy już skuteczniejsi.

Rozumiem, że tych zawodników będzie Żubrom brakowało najbardziej?

- Ja mam nadzieję, że nikogo nie będzie brakowało (śmiech).

Bardzo dobra odpowiedź! W takim razie, po którym z zawodników spodziewa się teraz Pan najwięcej?

- Z mojej perspektywy najwięcej zależy od zawodnika na pozycji wspomnianej ?jedynki?. Tutaj mamy teraz Patryka Wydrę i Macieja Bębeńca. Jest też Michał Bombrych. To wszystko może się jeszcze odwrócić. Ściągając Patryka zakładamy jednak, że będzie naszym pierwszym wyborem. Na pewno nasza gra się zmieni z tymi zawodnikami w składzie. Jako, że zawsze myślę pozytywnie, to uważam, że będzie to zmiana na lepsze. Każdy z tych graczy otrzyma swoje szanse i liczę na to, że je odpowiednio wykorzysta.

Zapowiada się też na to, że jeszcze bardziej do głosu dopuszczeni będą młodsi zawodnicy.

- Taki jest jeden z naszych celów na ten sezon. Patryk Andruk i Michał w moim odczuciu są już na tyle ukształtowanymi zawodnikami, że z powodzeniem mogą walczyć o swoje. Obserwuje ich od dłuższego czasu w warunkach treningowych i meczowych i moim zdaniem dobrze przeszli z etapu juniorskiego do seniorskiego. Podobnie jest z resztą z Danielem Kamińskim. Szkoda, że ta grupa nie jest jeszcze większa. Paweł Rećko zrezygnował z koszykówki, swoją przyszłość widzi inaczej. Karol Niewiński również ma wszystko by z powodzeniem grać, ale wybrał wyjazd za granicę. Szkoda, że nie będą nadal z nami. Pozostaje reszta, która mam nadzieję z powodzeniem będzie walczyła o swoje minuty.

Dostrzega Pan jakąś rysę na zespole po tym wielkim zawodzie spowodowanym brakiem awansu do I ligi?

- Chłopaki dobrze wyglądają. Jestem zadowolony z tego jak się prezentują. Widzę w nich radość z tego, co robimy. Nawet pomimo ciężkiego ostatnio okresu w naszych przygotowaniach, kiedy częściej, niż na parkiecie przebywaliśmy chociażby na stadionie. Przed nami jeszcze sporo czasu na pracę. Zagramy też kilka sparingów. W sobotę i niedzielę zmierzymy się dwukrotnie z Grodnem.

Pruszków za Wami, przed Wami Grodno, kogo jeszcze macie w planach?

- W następny weekend zagramy dwumecz z Turem. Mecze zaplanowaliśmy na piątek i sobotę. Cały czas poszukujemy jeszcze przeciwnika na ostatni weekend przed ligą. Napotykamy jednak spore trudności w tym temacie. Cały czas jednak robimy swoje. Wiemy, że przed nami ciężki sezon. Nasza liga będzie jeszcze trudniejsza, niż ostatnio. Bardzo dobrze na papierze wygląda kadra Dzików. Świetny zespół zbudował też Tur. Dodatkowo jest jeszcze Lublin i Radom, które mogą liczyć w tym sezonie na duże posiłki z ekstraklasy. 

Zobacz również