Przed wami arcytrudny wyjazd. W sezonie zasadniczym nikomu nie udało się zdobyć twierdzy Lublin. Jak samopoczucie przed takim wyzwaniem?
- Czujemy się bardzo dobrze. Z tego co wiem, wszyscy są zdrowi. Nie czujemy, żeby był to jakiś szczególny mecz, nie ciąży na nas żadna presja wyniku. Wiemy, że to nie będzie łatwe spotkanie. Zagramy na trudnym terenie, na niegościnnej dla drugoligowych drużyn hali. Gra na twardych koszach bardzo różni się od tego, co mamy chociażby w Białymstoku. Zdecydowanymi faworytami pierwszej konfrontacji będą gospodarze. My możemy, ale nie musimy. Żeby wygrać, musimy zagrać bardzo dobre zawody.
Dysponujecie starszym składem, przez to bardziej doświadczonym. To będzie waszym atutem?
- Mamy doświadczonych zawodników, ale nie zapominajmy, że jesteśmy beniaminkiem. Prócz Arka Zabielskiego, nie mamy dużego doświadczenia drugoligowego i musimy trochę jeszcze pograć, żeby mówić rzeczywiście o przewadze doświadczenia. Z każdym meczem nasza gra wyglądała coraz lepiej. Trochę czasu upłynęło zanim się dostosowaliśmy. Lublinianie na tym poziomie grają dłużej od nas i są jedną z dwóch wiodących drużyn. Trudno więc jednoznacznie odpowiedzieć.
Można powiedzieć, że teraz zabawa zaczyna się na dobre.
- Play-offy rządzą się swoimi prawami. Margines błędu na tym etapie rozgrywek jest bardzo mały. Jeśli AZS przegra z nami u siebie, to na wyjeździe będą mieli nóż na gardle. To już zupełnie inna gra, niż w sezonie zasadniczym, kiedy na porażkę czy dwie można zareagować kilkoma wygranymi. Myślę, że nie wyobrażają sobie odpadnięcia z beniaminkiem, więc jakaś presja na pewno będzie na nich ciążyć i w tym jest nadzieja na zdobycie Lublina.
Lublin ma MVP zasadniczej części sezonu. Zatrzymanie Bartłomieja Karola, to klucz do zwycięstwa?
- Bartłomiej Karolak to jedna sprawa. W dotychczasowych meczach z nami najwięcej kłopotów sprawił nam jednak Wiśniewski. Zatrzymanie Karolaka jest istotne, to bardzo wszędobylski i groźny zawodnik. Wiśniewski bardzo mu pomaga, ale on porusza się głównie pod koszem. Nie możemy jednak zapomnieć o innych zawodnikach. Granie w roli gospodarza i pomoc kibiców czasem kreuje nowych bohaterów. Tak jak w naszym przypadku, często na naszym parkiecie młodzi zawodnicy potrafili dać od siebie dużo więcej, niż na wyjazdach. Jest chociażby Piotrek Jagoda, który w pierwszym meczu z ławki rzucił nam cztery trójki. U nas nic nam nie zrobił, a tam trafił czterokrotnie.
Jako starsi zawodnicy zdejmujecie już trochę presję z młodych Żubrów? Ich dobra dyspozycja, szczególnie na wyjeździe bardzo by Wam się przydała.
- Ja myślę, że oni zmagają się z presją od początku sezonu. Wiąże się to z tym, że chcą wejść na parkiet i rozegrać, jak najlepsze zawody. Teraz widzą różnice i to jak ciężko jest pojechać na wyjazd, wyjść z busa i zagrać dobry mecz przeciwko lepszemu zespołowi. U siebie możemy wygrać z każdym, ale na wyjeździe równie dobrze mogliśmy z każdym przegrać.
To dobry moment na rozpoczęcie play-offów?
- Końcówka sezonu nie była taka, jak byśmy chcieli. Odwołany mecz z Kutnem i wyjazd do Radomia, gdzie już wszystko było jasne, nas nie zadowalają. Z mojej perspektywy, to szkoda, że play-offy nie zaczęły się odrobinę wcześniej, kiedy byliśmy ewidentnie na fali wznoszącej. W największym sztosie byliśmy po meczu z Kielcami. Wydaje mi się, że tamten moment był najlepszy.
Jakie więc meczu spodziewa się Pan w Lublinie?
- Zadecyduje dyspozycja dnia. Jeżeli dobrze wejdziemy w mecz i rzuty zaczął nam wpadać, to może być dobrze. Ostatnim razem długo trzymaliśmy się w meczu i dopiero w końcówce czwartej kwarty rywale nas wypunktowali. Mam nadzieję, że wybierzemy odpowiedni moment by na wyjść na prowadzenie, że nie zrobimy tego za wcześnie i uda nam się doprowadzić sprawy do szczęśliwego końca. Musimy utrzymać mecz na styku do samego końca i liczyć na to, że taki obrót wydarzeń w połączeniu z presją ciążąca na gospodarzach pozwoli nam na sprawienie niespodzianki.