W Białymstoku nie możemy liczyć na nasz samorząd, na naszego prezydenta, na naszych urzędników. Była prośba by wszystkim pracownikom przedszkoli i żłobków przed powrotem do pracy zrobić testy na obecność koronawirusa. Nasz prezydent, odpowiadając na to pytanie, oburza się: proszę państwa, w Polsce mamy rząd; to rząd powinien zapłacić za te testy. To brzmi tak, jakby powiedział, że skoro to rząd nałożył nam kaganiec epidemii, to niech teraz rząd płaci za zdjęcie kagańca. I co dalej? Jeśli rząd nie zrobi tych testów, to nasz samorząd pozwoli narazić nasze dzieci na zakażenie, tylko dlatego, że prezydentowi nie podoba się ten rząd. To on dla swoich politycznych celów narazi nasze dzieci na chorobę? Nie rozumiem tej logiki.
Od kogo mamy oczekiwać dbania o nasze bezpieczeństwo, o zdrowie nasze i naszych dzieci? Od kogo mamy oczekiwać pomocy, gdy nasza firma pada, gdy nasz pracodawca zamyka działalność i nie ma już dla nas pracy? Od kogo, jeśli nie od urzędników samorządowych, których my sami wybraliśmy. Dlaczego oni są teraz dobrzy tylko w pouczaniu, co IM się należy od rządu?
Wojewoda przekazał do przedszkoli i żłobków płyn dezynfekujący. Tego płynu starczy tylko na dwa tygodnie - ironizuje nasz prezydent. - To tylko płyn, a my czekamy jeszcze na maseczki, kombinezony, rękawiczki, termometry - mówi. To wszystko jest konieczne, żeby nasze dzieci były bezpieczne. A tego wojewoda (czyli rząd) już nam nie kupuje. Więc jeśli rząd tego nie da, to otworzymy przedszkola i narazimy dzieci na niebezpieczeństwo zakażenia? Dlaczego choroba naszych dzieci ma być orężem prezydenta w walce ze złym rządem? Nie rozumiem tej logiki.
Gdy rząd "uwolnił" boiska sportowe to wówczas prezydent nie lamentował, że to tak niespodziewanie, bez konsultacji. Nie lamentował, że trzeba kupić płyn do dezynfekcji, rękawiczki i coś tam jeszcze. Przeciwnie - była radość, że boiska otwarte, że "Białystok wraca do uprawiania sportu".
Nie rozumiem tej logiki. Wszystko wskazuje na to, że nie chodzi o pieniądze, lecz chodzi o politykę. Na każdej wideokonferencji zastępca naszego prezydenta robi niewybredne wycieczki do jakości pracy ministra edukacji. Panowie przecież się znają, byli swego czasu w jednej partii Prawo i Sprawiedliwość. A teraz co, wygląda na to, że zastępca obrażony na ministra używa sobie na nim, bo akurat ma mikrofon i jest przy głosie. Czy po to jest zastępcą prezydenta? Czy po to robi dwa razy w tygodniu wideokonferencje za pieniądze z naszych podatków? Jeśli ktoś ogląda te seanse nienawiści, to niestety nie ma wątpliwości, że te spotkania są właśnie po to.
Nie rozumiem tej logiki: skoro rząd doświadczył nas tą epidemią i tymi wszystkimi ograniczeniami, to niech rząd teraz za to odpowiada, niech da samorządom pieniądze, niech da instrumenty, bo samorząd biedny, "wydrenowany". 3 miliony mniej wpływów z biletów komunikacji miejskiej. To przez rząd, który nakazał takie ograniczenia w liczbie pasażerów. Budżet miasta cierpi, bo rząd zwolnił z podatku PIT młodych ludzi. To uderza w samorząd - lamentuje nasz prezydent - to są wielkie straty, bo my przecież robimy miejskie inwestycje z tych pieniędzy. To niech teraz rząd wyrówna nam te starty - apeluje. Zapomniał, że wpływy z PIT zasilają nie tylko budżet miasta, lecz przede wszystkim budżet państwa. I nie przychodzi naszemu prezydentowi do głowy, że mówi to przeciwko tym młodym ludziom, którym zostaje w portfelach trochę pieniędzy, bo nie muszą płacić podatku.
Ile trzeba było apeli, pytań, przekonywania, przykładów, żeby skłonić naszego prezydenta do darowania opłat za wynajmowanie miejskich lokali pod działalność gospodarczą. Pierwsza reakcja - pamiętamy - była taka: nie ma mowy o zwolnieniach z czynszu - bo MIASTO musi z czegoś się utrzymać. W końcu, kiedy dookoła wszyscy samorządowcy darowali już czynsze tym fryzjerom, restauratorom, którzy i tak pozamykali swoje zakłady i nie zarabiali, to wtedy dopiero i nasz prezydent okazał "wsparcie przedsiębiorców". A inne przyjazne gesty wobec firm, przedsiębiorców, biznesu? Czy znacie inne takie działania naszego urzędu w tym najtrudniejszym dla firm czasie?
No to może wystarczy spojrzeć wokół. Inny samorząd - wojewódzki i jego Podlaski Pakiet Gospodarczy. 142 mln zł na rzecz obrony miejsc pracy, utrzymania płynności finansowej firm. Może niewiele w stosunku do strat, może mało skutecznie? Ale przecież zdecydowana większość ubiegających się o tę pomoc to firmy i przedsiębiorcy z BIAŁEGOSTOKU. Z naszego miasta zarządzanego przez naszego prezydenta. Okazuje się, że te firmy, a w nich ci ludzie jednak potrzebują pomocy - tyle że nie dostaną jej od władz swojego miasta. Niech rząd wam daje, skoro doświadczył nas epidemią - zdaje się mówić nasz prezydent.
A w Puńsku (prawie po sąsiedzku) - co tam się dzieje! Wójt mówi do radnych - obniżcie moje wynagrodzenie, dzięki temu będą pieniądze na pomoc przynajmniej kilku mieszkańcom, a ja nie ucierpię. Czy słyszy to nasz prezydent? Czy słyszy, co mówi samorządowiec wrażliwy na kłopoty swojej gminy?
Słyszy, słyszy, ale odpowiada: budżet w niebezpieczeństwie! Ludzie, płaćcie podatki do budżetu. Jeśli macie więcej, to płaćcie przed czasem, żeby było co dzielić w budżecie. A wśród wydatków budżetowych - jedna czwarta, czyli pół miliarda złotych rocznie, idzie na wynagrodzenia pracowników. W Magistracie 1200 osób zatrudnionych i opłacanych z naszych podatków. Urząd pracuje na pół gwizdka. A nasz prezydent zapowiada oszczędności - w miejsce odchodzących na emeryturę nikogo na razie nie zatrudni, wstrzymuje przyjęcia do pracy nowych ludzi na nowe stanowiska. To wszystko.
Nie zrozumiem tej logiki.