Nie tak dawno prezydent Białegostoku zmieszał z błotem dziennikarza lokalnej gazety, tylko dlatego, że odważył się zapytać o wynagrodzenie najwyższych urzędników miejskich. Pytanie o pieniądze nazwał "pytaniem pod tak zwaną publiczkę" i zaraz dodał, że jego wynagrodzenie jest śmiesznie niskie w porównaniu do wynagrodzenia prezesów spółek Skarbu Państwa. A zwracając się do dziennikarza, zasugerował, żeby oddał on część własnego wynagrodzenia, skoro jest taki mądry.
Pytanie o publiczne pieniądze wyprowadziło z równowagi prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. To nie świadczy dobrze o jego klasie, to wzbudza podejrzenia, że z publicznymi pieniędzmi dzieje się coś, o czym nie chcieliby publicznie mówić zarządzający nimi urzędnicy. Mówimy o tym dlatego, że zapytaliśmy prezydenta Białegostoku, ile kosztowały nas wszystkich codzienne transmisje wideokonferencji prowadzonych przez urzędników miejskich w związku z rozszerzającą się epidemią koronawirusa w mieście.
I to, proste przecież pytanie, również wyprowadziło z równowagi prezydenta. Mówimy o prezydencie, choć formalnie odpowiedź dostaliśmy od jego rzecznika prasowego Urszuli Boublej (trudno uwierzyć, że bez wiedzy i zgody prezydenta). Wydało się nam w redakcji, że nasi czytelnicy powinni wiedzieć, ile kosztuje tak cenny i bezpośredni kontakt władzy z ludem.
Bo nigdy wcześniej nasza miejska władza nie była tak blisko mieszkańców. Od 16 do 27 marca codziennie (z wyjątkiem niedzieli 22 marca) przez prawie godzinę każdy mógł obejrzeć to spotkanie, zadać pytanie i czasem otrzymać od razu odpowiedź. 11 wirtualnych spotkań z ludźmi to wielka i skuteczna promocja władzy i ludzi zarządzających miastem.
Inna sprawa, że przy okazji dowiedzieli się, co mają do powiedzenia ludziom rządzący. O tych sprawach pisaliśmy już w naszym portalu przy okazji pomocy przedsiębiorcom, obniżenia dotacji miejskiej dla niepublicznych placówek edukacyjnych, czy właśnie szukania oszczędności w portfelach urzędników. Przez prawie dwa tygodnie codziennych spotkań poznaliśmy naszego prezydenta z innej strony. Zobaczyliśmy, jak potrafi być nieustępliwy, jak wścieka się na dziennikarzy; przekonaliśmy się, że we wszystkich obszarach, gdzie nie sięgają jego kompetencje, chętnie i mocno krytykuje rząd i obecne władze państwowe.
A wszędzie w tle prezydent widzi pieniądze. Pieniądze, które rząd zabrał samorządom, które rząd powinien przekazać samorządom, bo mamy czas kryzysu i pieniędzy w miejskiej kasie nie ma. Pieniędzmi z naszej "skromnej kasy" nie nakarmimy wszystkich potrzebujących, bo ledwie wystarcza ich na pensje urzędników (pół miliarda złotych rocznie idzie na wynagrodzenia urzędników w Białymstoku).
Więc pytamy o pieniądze: ile my wszyscy zapłaciliśmy za poznanie tego nowego oblicza władzy? Za te jedenaście seansów nienawiści do rządu. I otrzymujemy odpowiedź: "transmisje internetowe live konferencji informacyjnych Urzędu Miejskiego w Białymstoku prowadzone są przez firmę Studio B Janusz Blank. Transmisje realizują dwie osoby, a koszt jednorazowego spotkania on-line z dziennikarzami i mieszkańcami miasta wynosi 1000 zł brutto".
Przeliczamy: 11 spotkań po tysiąc złotych daje w sumie 11 tysięcy złotych brutto. Pieniądze przekazano zapewne firmie "Studio 2B Janusz Blank", ale w przekazanej nam informacji ta "dwójka" zapewne gdzieś w tych nerwach się zapodziała. Podobnie jak brakujące informacje o tym, w jaki sposób urząd wyłonił wykonawcę, jakimi kierował się kryteriami, dlaczego wycenił koszt tej pracy na "tysiąc złotych brutto".
Chociaż w kwestii wyceny pracy Studia 2B Janusz Blank to mamy w odpowiedzi rzecznika prezydenta Tadeusza Truskolaskiego pewną sugestię, która wskazuje, jak silne emocje towarzyszyły odpowiadaniu na proste pytanie o publiczne pieniądze. Następne zdanie zaraz po tym cytowanym wyżej brzmi (proszę uważnie przeczytać): "Jest to niższy koszt od kwoty, którą w ubiegłym roku średnio co miesiąc otrzymywała Pani firma z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego". Pytanie zadała redaktor naczelna portalu Bia24 Ewa Sokólska, to do niej prezydent kieruje słowa "Pani firma".
O wypowiedzi Tadeusza Truskolaskiego skierowanej do red. Tomasza Mikulicza, by sam przekazał swoje wynagrodzenie na pomoc, napisałem: "nigdy dotychczas nie słyszałem tak chamskiej odpowiedzi wysokiego urzędnika samorządowego na normalne, wynikające z dziennikarskiego obowiązku pytanie dotyczące publicznych przecież pieniędzy". No i oto tutaj, w odpowiedzi skierowanej do nas przekonałem się, że granicę szczytu chamskiej wypowiedzi muszę przesunąć jeszcze kawałek dalej.
Portal Bia24 rzeczywiście w partnerstwie między innymi z Urzędem marszałkowskim zrealizował cykl programów turystycznych "Tyle do odkrycia" promujących niezwykłe i ciekawe miejsca w województwie podlaskim. Urząd przyjął naszą ofertę i współfinansował to przedsięwzięcie. Informujemy o tym w każdym odcinku. Program ten jest nominowany do tytułu "Marka roku".
Jak przyszło do głowy prezydentowi Białegostoku porównać koszt jednej prostej transmisji do kosztu produkcji cyklu programów i jak przyszło mu do głowy w tak prostacki sposób pogrozić palcem Ewie Sokólskiej, redaktor naczelnej i całemu naszemu portalowi? Doprawdy kultura i obyczaj polityczny prezydenta Białegostoku i jego najbliższego otoczenia sięgnęły najgłębszego dna.
Pytamy więc, czy pan prezydent "pod tak zwaną publiczkę" grozi nam jakimiś konsekwencjami za postawienie pytania o finansowanie transmisji, czy pan prezydent piętnuje nas stygmatem urzędu marszałkowskiego i czy to w jakiś sposób wpłynie na traktowanie naszego portalu przez Urząd Miejski w Białymstoku w przyszłości? Człowiek sprawujący funkcję publiczną, człowiek uczciwy i przyzwoity po prostu powinien się z tego zdania wytłumaczyć jednoznacznie.
A wszystko dlatego, że dziennikarz zapytał o nasze wspólne pieniądze, którymi dysponuje wybrany spośród nas przedstawiciel.