Takie rzeczy tylko w Białymstoku. Pół roku opozycyjny radny apeluje do urzędników magistratu o drobną inwestycję na rzecz rowerzystów. Urząd zwodzi i zasłania się brakiem pieniędzy. Do czasu, gdy o tę samą inwestycję upomni się radny rządzącej w mieście koalicji. Już tego samego dnia pojawia się nadzieja rozwiązania problemu. To opowieść o tym, jak silnie zabarwiony politycznie może być zwykły stojak na rowery.