Mija tydzień walki o odklejenie faszystowskiej nalepki, jaką przyłożył nam pewien dziennikarz pewnej ogólnopolskiej telewizyjnej stacji komercyjnej. Na własnej skórze przekonujemy się, co to znaczy dostać rykoszetem, co znaczy być ochlapanym i nie móc się wyczyścić. Ten tydzień pokazał też, że w tym czyszczeniu najważniejsi ograniczyli się do lamentowania i rozdzierania szat. Z jednym wyjątkiem.
Kupujesz piękny szklany wazon, ale czar zakupu pryska, gdy zrywasz nalepkę z ceną i kodem kreskowym, a zostaje paskudny ślad kleju na szklanej powierzchni. Później, gdy skrobiesz resztki nożykiem, udaje ci się porysować powierzchnię. Tak na pięknym wazonie zostaje denerwujący ślad paskudztwa i niszczy twoje dobre samopoczucie. Tak właśnie prezydent Białegostoku próbował zerwać z pięknego wizerunku nalepkę miasta faszystów. Nic z tego. Dziś właśnie ślad stał się znowu widoczny.