Pan Witold od lat chorował na nowotwór. 3 lutego 2017 r. poczuł się gorzej i trafił do szpitala wojewódzkiego w Białymstoku. Po trzech dniach, gdy stan zdrowia pacjenta ustabilizował się, lekarze postanowili wypisać go do domu. Poinformowali jednak rodzinę, że w organizmie chorego wykryli niebezpieczną bakterię Klebsiella pneumoniae i w związku z tym domownicy muszą zachować szczególną ostrożność, by się nie zakazić.
- Tak się wystraszyliśmy, że zażądaliśmy pozostawienia dziadka w szpitalu. Po pierwsze wiedzieliśmy, że w domu nie zapewnimy mu wystarczającej opieki. Do tego baliśmy się, że dziadek zakazi pozostałych członków rodziny, z którymi na co dzień przebywa, chociażby schorowaną babcię. Ale żadne argumenty nie docierały do lekarzy. Nawet awantura nie pomogła. Kazali nam dziadka zabierać i tyle - opowiada Beata Olak, wnuczka mężczyzny.
Grażyna Pawelec, kierownik działu administracji SP ZOZ Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. J. Śniadeckiego w Białymstoku, wyjaśnia, że rodzina pacjenta została wystarczająco szczegółowo poinformowana o zasadach postępowania z pacjentem, u którego stwierdzono obecność drobnoustrojów.
- W takiej sytuacji należy bezwzględnie zachowywać podstawowe zasady higieny tj. mycie i dezynfekcja rąk przed i po kontakcie z pacjentem oraz najbliższym otoczeniem. I to wystarczy - powiedziała Grażyna Pawelec.
Mimo awantury i protestów 6 lutego 2017 mężczyzna został wypisany do domu. Jednak po blisko dwóch tygodniach z sepsą (niewydolność serca, wątroby oraz nerek) ponownie trafił do szpitala. Tyle że już do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Tam zmarł.
- Dziadek był chory na raka i wiedzieliśmy, że po zakażeniu się tą bakterią nie ma raczej szans na przeżycie. Ale nie rozumiem, dlaczego lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego kłamią, mówiąc dziennikarzom, że podejmują wobec zakażonych reżim sanitarny. Mojego dziadka zakażonego Klebsiellą pneumoniae wypisali do domu. W drodze do domu jak i w domu mógł zakazić innych ludzi, a domownicy mogli przenosić nieświadomie bakterie dalej - dodaje pani Beata.
Jak wyjaśnia Grażyna Pawelec, w szpitalu pozostają wyłącznie pacjenci, u których występują objawy zakażenia.
- Ten pacjent nie miał objawów zakażenia, więc nie wymagał - z tego powodu - bezwzględnej hospitalizacji. Wówczas [gdy objawy zakażenia występują - red.] pacjenci przenoszeni są do sal jedno lub dwuosobowych i wobec nich stosowane są zasady wynikające z procedury postępowania w takich przypadkach, tj. szczególnego zastosowania zasady higieny oraz podawania określonych antybiotyków - wyjaśnia Grażyna Pawelec.
W lutym i marcu w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym przebywało czterech pacjentów zakażonych Klebsiella pneumoniae typu New Dehli z objawami klinicznymi. Obecnie w szpitalu nie ma ani jednego zarażonego.
Inaczej to wygląda w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, gdzie ostatecznie trafił pan Witold. Od początku marca obecność tej bakterii stwierdzono tam u 18 pacjentów (stan na dzień 27 marca, tendencja spadkowa w stosunku do lutego, gdy przypadków odnotowano 32). Chorzy są izolowani i poddani specjalnemu rygorowi sanitarnemu.
W weekend (25-26.03.2017) dyrekcja szpitala klinicznego podjęła nawet decyzję o wstrzymaniu odwiedzin we wszystkich klinikach w szpitalu. W ten sposób placówka próbuje ograniczyć rozprzestrzenianie się bakterii Klebsiella Pneumoniae typu New Delhi.
Śmiertelna bakteria New Delhi kolonizuje przewód pokarmowy, żyje też na skórze. Nie można się nią zarazić np. drogą kropelkową, zakażenie następuje jedynie drogą kontaktową czyli przez brudne ręce czy np. przez niezdezynfekowaną toaletę.
- Bakteria New Delhi, czyli Klebsiella pneumoniae, odpowiedzialna jest między innymi za groźne dla życia zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i bardzo często doprowadza do sepsy, która kończy się śmiercią. Bakteria jest odporna na wszystkie antybiotyki, co oznacza, że nie można wyleczyć wywołanych przez nią śmiertelnie groźnych chorób. Do Polski bakteria dotarła sześć lat temu. Pierwsze zachorowania zanotowano w Warszawie, później w 2012 roku w Poznaniu. Pacjenci zaczęli zarażać się nawzajem, ponieważ szpitale nie zastosowały wówczas odpowiednich środków ostrożności i mechanizmów zabezpieczających.
- Z danych krajowego Ośrodka Referencyjnego ds. Lekowrażliwości Drobnoustrojów: w 2013 roku w całym kraju zakażonych było 105 osób, a w kwietniu 2016 r. ta liczba wzrosła do 1100 osób. W tej chwili zakażonych jest około 2300 osób i liczba ta lawinowo rośnie. Lekarze mówią o epidemii.
Przeczytaj na ten temat inne artykuły na portalu Bia24: