Około godz. 17 zapaliła się hałda śmieci na terenie MPO, którego siedziba sąsiaduje ze schroniskiem.
- Dostaliśmy zgłoszenie o godzinie 17.46. Na miejsce zostały wysłane trzy pojazdy gaśnicze i 12 strażaków - opowiada st. kpt. Elżbieta Makarowska, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku.
Jak mówi, na miejscu strażacy zastali palącą się hałdę śmieci pod wolno stojącą stalową wiatą. - Podano pięć prądów wody, z czego jeden z działka przenośnego ciężkiego samochodu gaśniczego - dodaje rzeczniczka strażaków.
Śmieci zostały szybko ugaszone, a potem - dla bezpieczeństwa, by upewnić się, że nie ma w środku już żadnych zarzewi ognia - sprawdzone termowizyjną kamerą. Następnie zajęli się nimi jeszcze pracownicy MPO, którzy rozciągnęli pozostałości po pożarze po placu i jeszcze raz popali je wodą.
- Działania strażaków trwały ponad dwie godziny. Nikomu nic się nie stało - podsumowuje st. kpt. Elżbieta Makarowska.
Jednak zadymienie było duże. I to zaalarmowało pracowników znajdującego się po sąsiedzku schroniska dla zwierząt. - Dym był bardzo gryzący. Podejrzewaliśmy, że w powietrzu jest jest dużo toksyn z palących się odpadów. I skoro nam, ludziom, to przeszkadzało, to co dopiero mówić o psach, które przecież mają znacznie czulszy węch. Baliśmy się też o ich oczy, o płuca, bo są takie, które już mają z tym problemy albo inne przewlekle choroby - mówi Anna Jaroszewicz, kierowniczka schroniska dla zwierząt w Białymstoku.
Dlatego szybko wystosowali apel do wolontariuszy i przyjaciół schroniska, by na cztery dni zaopiekowali się psami ze schroniska. Zgłosiło się ponad 40 osób. - 48 psów wysłaliśmy na urlopy. Wrócą do nas w piątek. A my w tym czasie wysprzątamy i wymyjemy schronisko - mówi Anna Jaroszewicz.