Codziennie ktoś przychodzi i nas liczy. Tak jest na każdym oddziale - denerwują się lekarze pracujący w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym. Jak mówią, nie dostali odpowiedzi na pytanie, w jakim celu to jest robione. - Powiedziano nam tylko, że to informacja potrzebna w dziale kadr - mówią.
Przyznają, że sytuacja nie jest dla nich komfortowa. Szpital non-stop pracuje na pełnych obrotach, cały personel jest przygotowany na przyjęcie ewentualnego pacjenta z koronawirusem. Wszyscy są podenerwowani - to przecież naturalne. A tu jeszcze to liczenie!
- Są już pogłoski, że chcą zamknąć szpital. Razem z pacjentami i nami, lekarzami. Tak jak to kiedyś było w czasach stanu wojennego - denerwują się lekarze. Denerwują się tym bardziej, że nikt nie chce im udzielić informacji.
- Tak, liczymy, ilu mamy pracowników - potwierdza Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK. - Liczymy, ilu mamy lekarzy, ile pielęgniarek, ile maseczek, ile respiratorów, ile wolnych łóżek. Jesteśmy w stanie podwyższonej gotowości i codziennie musimy raportować wojewodzie. I to robimy.
Po co? Po odpowiedź na to pytanie rzeczniczka szpitala odsyła do wojewody.
A rzeczniczka wojewody odpowiada, że wojewoda ani żaden wydział w jego urzędzie takich informacji nie zbiera. Choć owszem, wpływają one do urzędu, choć prośby nikt nie wystosował. Ze wszystkich ośmiu szpitali postawionych w stan gotowości przesyła je jedynie dyrektor USK.