VIDEO. Łuk brwiowy do zszycia, czyli ryzykowna zabawa na pływalni przy Stromej

Pływalnia rodzinna przy ul. Stromej wróciła na mapę białostockich ośrodków sportu niespełna dwa tygodnie temu. Po gruntownym remoncie może się poszczycić atrakcjami, których gdzie indziej białostoczanie nie znajdą. Zalicza się do nich między innymi pierwsza w naszym mieście zjeżdżalnia pontonowa. Niestety, w tak krótkim czasie zdążyła zyskać już niechlubną sławę.

Zjeżdżalnia pontonowa przeznaczona jest dla wszystkich powyżej ósmego roku życia. Można nią zjeżdżać w duecie lub pojedynczo. Jak zapewnia kierownictwo basenu, zjeżdżalnia ma dostarczać mnóstwo dobrej zabawy i adrenaliny. Na brak adrenaliny na pewno nie mogła narzekać nasza Czytelniczka, która swój zjazd zakończyła wizytą na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Na Stromej była 31 października.

- Już na początku zjazdu, na zakręcie, ponton obrócił się tyłem do kierunku jazdy, nie mogłam temu zapobiec, a skoro regulamin, który czytałam przed zjazdem, zabrania wystawiania rąk poza ponton, uznałam, że jakoś się obrócę w trakcie zjazdu albo dojadę jak wyjdzie. Ale chwilę potem zakręt wyrzucił mnie z pontonu, tak, że uderzyłam głową w zjeżdżalnię i rozcięłam brew - wspomina Magdalena Karpiuk, studentka medycyny. - Zgłosiłam to ratownikowi, który zaprowadził mnie do dyżurki i ratownicy opatrzyli rozcięcie, zastanawiali się nad wezwaniem pogotowia, ale powiedziałam, że może mnie ktoś zawieźć samochodem, więc ostatecznie poradzili, żebym jechała na SOR, bo jest to rana do szycia - dodaje.

Faktycznie, lekarze z SORu założyli Pani Magdalenie szwy. Dziś są już zdjęte, a po zjeździe została pamiątka w postaci blizny. Kierownik obiektu Maciej Skobudziński zauważa, że ze zjeżdżali skorzystało już kilka tysięcy osób, zatem jeden zszywany łuk brwiowy i kilkadziesiąt skarg jest zaledwie niewielkim odsetkiem wszystkich użytkowników. Skarżących się nie trzeba jednak długo szukać. Na portalach społecznościowych toczy się gorąca dyskusja na temat zjeżdżali pontonowej.

- Przy każdym zjeździe pontony się wywracały, uderza się albo o ściany, albo o drugą osobę. Nie wiem, czy tak powinno być. Nie były to mocne uderzenia, ale na tyle się z synem wystraszyliśmy, że więcej na pontony nie pójdę. Nie wiem, czy ktoś to zgłaszał, ale tam się może wydarzyć coś złego - napisała nam Urszula Blady.

Kierownictwo pływalni zapewnia, że nie bagatelizuje problemu i jest w stałym kontakcie z wykonawcą i projektantem zjeżdżalni.

- Firma, która wykonała tę zjeżdżalnię zrealizowała takich inwestycji już setki więc ma doświadczenie. Zapewniła nas, że jest wszystko w porządku. Co najważniejsze, my sami również ją testowaliśmy i nic nie wskazywało żeby była niebezpieczna - mówi Maciej Skobudziński. - Mimo to podjęliśmy decyzję, żeby spowolnić szybkość zjazdu i słyszymy dużo sygnałów, że zjeżdżalnia nie jest już tak atrakcyjna.

I tu rodzi się dylemat. Skoro w projekcie zjeżdżalni nie widać wyraźnych wad to czy można mówić o tym, że wywrotki i siniaki są wpisanym w "zabawę" ryzykiem? Czy słuchać domysłów użytkowników, którzy porównując białostocką zjeżdżalnię z innymi, w Polsce i za granicą, dopatrują się defektów? Czy monitorowanie zjeżdżalni jest wystarczającą receptą na uniknięcie poważniejszych wypadków? Wybór, czy z pontonowej zjeżdżalni skorzystać pozostaje więc w rękach białostoczan. Czy to bezpieczne? Takiej gwarancji na razie od nikogo nie usłyszą.

Zobacz również