Szukasz skarbów w ziemi? Uważaj, bo wylądujesz w więzieniu

Długie spacery z wykrywaczem metali... od 1 stycznia 2018 r. będą zwykłym przestępstwem. Szczególnie, jeśli spacerującemu uda się odnaleźć jakiś "skarb". Stare monety, sztućce czy biżuterię. Jeśli policja stwierdzi, że to zabytek, spacerowicz może dostać inny metalowy prezent - kajdanki.

/fot. pixabay.com/

/fot. pixabay.com/

Głównym celem uchwalonej we wrześniu nowelizacji ustawy o ochronie i opiece nad zabytkami, było zwiększenie ochrony grobów żołnierzy, miejsc kultu i pamięci, przed dewastatorami. Archeolodzy amatorzy to zdaniem ustawodawcy prawdziwe zagrożenie dla zabytków. Sam zamysł, może i dobry. Każda ochrona grobów i miejsc pamięci zasługuje na pochwałę. Tylko czy karanie pasjonatów nie ociera się o prawny bubel?

DZIURAWE PRAWO KAŻDY INTERPRETUJE JAK CHCE

"art. 109c Kto bez pozwolenia albo wbrew warunkom pozwolenia poszukuje ukrytych lub porzuconych zabytków, w tym przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2."

To treść wchodzącego w życie artykułu. W tym miejscu, warto przypomnieć obowiązującą w polskim prawie definicję zabytku.

"zabytek - nieruchomość lub rzecz ruchoma, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową"

Interpretując artykuł 109., ukarać można tego, kto przy pomocy np. wykrywacza metali odnajdzie coś, co wpisuje się w definicję zabytków. Ale! Co jeśli poszukiwacz skarbów przyłapany z piszczącym w okolicach metalu narzędziem zbrodni, powie, że nic złego nie robi, i że właściwie to żaden z niego poszukiwać, a historii to nawet nie lubi? Jeśli policjantom wytłumaczy, że szuka 5 zł, które akurat wypadły mu z kieszeni, to czy zdanie "poszukuje ukrytych lub porzuconych zabytków" jest podstawą do zatrzymania?

Art. 189 kodeksu cywilnego mówi:

"Jeżeli rzecz mająca znaczniejszą wartość materialną albo wartość naukową lub artystyczną została znaleziona w takich okolicznościach, że poszukiwanie właściciela byłoby oczywiście bezcelowe, znalazca obowiązany jest oddać rzecz właściwemu organowi państwowemu. Rzecz znaleziona staje się własnością Skarbu Państwa, a znalazcy należy się odpowiednie wynagrodzenie."

Pomiędzy obowiązującymi przepisami, a tymi, które wejdą w życie od 1 stycznia 2018 r tworzy się więc dziura, w której każdy tropiciel zawłaszczający sobie zabytki, żeby później sprzedać je na targu staroci, odnajdzie coś na swoje usprawiedliwienie. Jak choćby to, że w przypadku zatrzymania przez policję z pełnymi kieszeniami średniowiecznych monet, może zwyczajnie stwierdzić, że właśnie szedł do najbliższego muzeum, oddać to, co znalazł.

ZAMYSŁ DOBRY, EFEKT - JAK ZAWSZE

Na forach internetowych, tropiciele "skarbów" twierdzą, że wchodzący w życie przepis, w zasadzie nic nie zmieni. Właśnie dlatego, że teoretycznie zawłaszczanie znalezionych zabytków NIGDY nie było legalne. Po co więc ustanawiać prawo, które nie ma żadnego przełożenia na codzienność? Chyba, że ustawodawca traktuje je jako swoje osiągnięcie w dziedzinie ochrony zabytków. Gdyby niszczejące kamienice, zapomniane cmentarze, zdewastowane groby czy podpalane drewniane domy miały głos - pewnie by za taką ochronę... nie podziękowały.

Zobacz również