W ubiegłym tygodniu zaszczepiliśmy 5 800 osób, w tym tygodniu mamy zaplanowanych 4668 - mówi Katarzyna Malinowska-OLczyk, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Szpital prowadzi dwa punkty szczepień: jeden w szpitalu tymczasowym przy ul. Żurawiej, drugi właśnie się przeniósł z hali przy ul. Wołodyjowskiego do głównego budynku szpitala przy ul. Skłodowskiej.
Nawet dwa razy więcej
Rzeczniczka przyznaje jednak, że liczba zaszczepionych osób zupełnie nie zależy od szpitala. Tylko od tego, ile szczepionek zostanie tu dostarczonych. - Dlatego liczba zaszczepionych osób w każdym tygodniu jest inna - mówi.
Szpital jednak mógłby szczepić o wiele więcej osób - oczywiście jeśli byłyby szczepionki.
- Nasze moce to około 7,5 tys. osób tygodniowo. Ale jeśli byłaby potrzeba, możemy zorganizować kolejne punkty szczepień - mówi rzeczniczka.
Jednak punktów szczepiennych w Białymstoku jest o wiele więcej. I większość z nich jest w stanie szczepić większą liczbę pacjentów. To chociażby laboratorium Diagnostyka przy ulicy Storczykowej 5. Do 29 marca 2021 zaszczepiono w nim 687 osób przy liczbie 30 szczepionek na tydzień, które są przyznawane według rozdzielnika Ministerstwa Zdrowia.
Czy mogło by ich być więcej?
- Jak najbardziej - odpowiada dr Tomasz Anyszek z laboratoriów Diagnostyki. - Moglibyśmy swobodnie szczepić 100% więcej osób - zapewnia. I opowiada, jak szczepienia wyglądają w praktyce: - Szczepionki Pfizer w punktach pojawiają się najczęściej we wtorek, mają krótki termin przydatności do użycia i na szczepienie mamy dwa dni, przy dostawie wtorkowej są to najczęściej wtorek i środa. Trochę lepiej wygląda sytuacja w przypadku szczepionek AstraZeneca. Tutaj limit to 50 sztuk na tydzień.
Zapisują się i nie przychodzą
Rzeczniczka USK przyznaje, że w każdym tygodniu niewielki odsetek osób nie zgłasza się na szczepienia: - Bo w międzyczasie złapały koronawirusa, bo złapali jakąś infekcję - wymienia powody rzeczniczka. Jak mówi, na początku na szczepienia nie przychodzili też nauczyciele. Wielu rezygnowało ze strachu po doniesieniach o rzekomych działaniach niepożądanych szczepionki Astra Zeneca. - Nie przychodziło nawet 30 proc. nauczycieli - przyznaje rzeczniczka. Teraz jednak zdarza się to już tylko sporadycznie.
Co wtedy? Szpital robi wszystko, by szczepionka się nie zmarnowała. - Mamy rezerwowe listy chętnych. Dzwonimy do nich i zapraszamy na szczepienia - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk.
Również w Diagnostyce nie wszyscy pacjenci pojawiają się na wyznaczonej wizycie szczepienia. - I najczęściej również o tym nie informują - mówi dr Tomasz Anyszek. Wtedy przed punktem pobrań trudne zadanie: - Trzeba szybko znaleźć takiego pacjenta, który ma e-skierowanie i w ciągu godziny, dwóch pojawi się w punkcie przy Storczykowej, bo inaczej szczepionka się zmarnuje.
Dr Anyszek zwraca uwagę, że obecnie Polska jest na 50. miejscu na 53 notowane kraje pod względem radzenia sobie z pandemią. Gorzej od nas radzą sobie tylko Czechy i Brazylia. Kluczem do opanowania pandemii jest jak najszybsze wyszczepienie społeczeństwa, przykładowo w Wielkiej Brytanii zaszczepiono już 30 mln osób, w Polsce niecałe 6 mln. Rząd zapowiada, że chce, by miesięcznie w Polsce szczepiło się nawet 10 mln osób.
- Oczywiście na pierwszym miejscu jest zwiększenie liczby szczepionek na rynku oraz rezygnacja za szczepienia według wieku. Według mnie system szczepień powinien zostać uwolniony i każdy, kto się na szczepienie zgłosi powinien móc dostać swoją dawkę. Dobrze byłoby też zwiększyć liczbę punktów szczepień i sięgnąć nawet poza punkty medyczne. Przykładowo, jeśli zakłady pracy odpowiednio to zorganizują i zatrudnią przeszkolone służby medyczne do szczepienia swoich pracowników, to powinniśmy z tego skorzystać. Zdecydowanie powinniśmy przyspieszyć tempo nabywania odporności jako społeczeństwo, bo widać, że system zdrowia nie radzi sobie z ilością zakażonych - mówi dr Anyszek.