Spalarnia przyjmowała odpady z Warszawy. Teraz ma problemy

Przekroczenie maksymalnej ilości odpadów dopuszczonych do deponowania w kwaterze 4A, stosowanie zbyt dużej ilości odpadów i innych materiałów na warstwę przesypową, składowanie opon oraz odpadów wielkogabarytowych na kwaterze 4A, gdzie nie można takich materiałów składować i składowanie odpadów, które nie spełniają kryteriów składowania czy naruszenie hierarchii postępowania z odpadami. A do tego przyjmowanie do spalarni odpadów nie z naszego województwa... Szereg nieprawidłowości wykazała kontrola w białostockiej spalarni i na wysypisku śmieci. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Białymstoku kontrolę przeprowadził po tym, jak białostockie gminy zaczęły się skarżyć, że spalarnia nie przyjmuje od nich odpadów.

Spalarnia zbudowana została z dofinansowaniem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Według projektu "Zintegrowany system gospodarki odpadami dla aglomeracji białostockiej" oraz warunków decyzji środowiskowej i pozwolenia zintegrowanego wydanego przez urząd marszałkowski, ma przyjmować zmieszane odpady komunalne z miasta Białystok i dziewięciu gmin: Choroszcz, Czarna Białostocka, Dobrzyniewo Duże, Gródek, Michałowo, Juchnowiec Kościelny, Supraśl, Wasilków i Zabłudów oraz odpady z tzw. frakcji kalorycznej z obszaru objętego projektem.

Ale - jak skarżyły się firmy śmieciowe obsługujące objęte projektem gminy - spalarnia nie chciała przyjmować od nich odpadów.

Choć Zbigniew Gołębiewski, rzecznik spółki Lech, która zarządza wysypiskiem i spalarnią, że odpady ze wszystkich gmin są przyjmowane (nie przyjęto tylko tzw. odpadów komercyjnych - Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) przeprowadził tu kontrolę. Trwała pół roku. Po jej zakończeniu inspektorat uznał, że miejska spółka Lech, która prowadzi i wysypisko, i spalarnię - złamała prawo. Główny zarzut dotyczy przyjmowania odpadów spoza województwa - przeważnie z woj. mazowieckiego, a najwięcej z Warszawy.

WIOŚ nałożył na spalarnię karę - jedynie 300 zł, ale o sprawie powiadomił Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który przydzielił pieniądze na budowę spalarni, oraz marszałka województwa, który zapowiedział, że być może cofnie tzw. pozwolenie zintegrowane. To oznaczałoby, że spalarnia i wysypisko nie mogą działać.

Spółka Lech nie zgadza się z pokontrolnymi zarzutami. "Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych działa zgodnie z przepisami i nie ma podstaw do jego zamknięcia. Spalarnia jest elementem wzorcowego system gospodarki komunalnej, dzięki m.in. której mieszkańcy Białegostoku płacą jedne z najniższych w Polsce cen za swoje śmieci. Zarzuty stawiane przez Marszałka Województwa Podlaskiego oraz Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska nie mają żadnego uzasadnienia w rzeczywistości. Wymagania wynikając z zaleceń WIOŚ spółka realizuje od początku działalności spalarni" - czytamy oświadczeniu, które wydała. Odnosi się tam po kolei do wszystkich zarzutów, które powstały w trakcie kontroli. Zbigniew Gołębiewski, rzecznik spółki, mówi m.in., że odpady z Warszawy 10 tys. ton - to odpady, które były tu przywożone w 2015 r. przed otwarciem spalarni. I informuje, że sprawa została już skierowana do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Lech chce, by ten wyjaśnił zalecenia pokontrolne WIOŚ.

- Ta polityka miesza ludziom w głowach. Ta nienawiść do prezydenta miasta Białegostoku jest tak daleko posunięta, że ma uderzyć we wszystkich mieszkańców naszego miasta - mówił na porannej konferencji Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku. I apelował: - Panie marszałku, pan jako gospodarz województwa powinien dbać o całe województwo. A pan na drobne uchybienia - bo były takie, jeśli chodzi o godziny pracy w spalarni, wyciąga pan armaty i chce strzelać do wróbla.

Tadeusz Truskolaski przypomniał, że powstanie spalarni, to również jego sukces. Spółka Lech, która zarządza spalarnią i wysypiskiem, podlega pod miasto. - A każdy mój sukces stoi kością w gardle dla tych, którzy mają politycznych mocodawców.

Kontrolę WIOŚ i zapowiadane dzień wcześniej cofniecie tzw. pozwolenia zintegrowanego przez marszałka prezydent nazywa "sprawą bulwersującą i skandaliczną". Bo cofnięcie pozwolenia znaczy przecież tyle, co całkowite zablokowanie pracy spalarni. - WIOŚ w ostatnim roku nękał wieloma kontrolami spółkę Lech - mówił prezydent. - Postawione zarzuty są wyssane z palca, niezgodnymi z prawdą - mówił na konferencji prezydent. Przyznał jednocześnie, że spółka przyjmowała odpady z Warszawy: - Ale to było na rozruch i była to frakcja energetyczna w ilości 10 tys. ton. A na frakcje energetyczną nie była wymagana regionalizacja - tłumaczył prezydent. Wytknął też "niechlujstwo" kontrolerów, którzy zarzucają Lechowi brak dokumentacji na część spalonych odpadów. - Te dokumenty są. Kontrolerzy chyba zapomnieli ich skserować - mówił prezydent.

- Na tej podstawie wszczynanie procedury cofnięcia pozwolenia jest działaniem czysto politycznym. I działaniem na szkodę mieszkańców - mówi prezydent. Bo gdyby spalarnia została zamknięta, to śmieci trzeba by było wywozić do innych województw. A to kosztowałoby nas pięć razy drożej.

Swoją konferencję zwołał też marszałek województwa Artur Kosicki. W związku ze stwierdzonymi nieprawidłowościami, marszałek zwrócił się do prezydenta Truskolaskiego z pytaniami o m.in. powody przyjmowania odpadów spoza regionu oraz o to, czy nie grozi nam sytuacja podobna do awarii warszawskiej oczyszczalni ścieków "Czajka". - Czy "pomoc" warszawskim spółkom w odbieraniu odpadów ma jakikolwiek związek z faktem, że pan prezydent został szefem sztabu wyborczego pana Rafała Trzaskowskiego? - pytał na konferencji marszałek. - Nie chcę, by Białystok stał się miejscem do składowania i utylizacji odpadów z terenu Warszawy - zapewniał. Jak mówił, w jego ocenie prezydent Truskolaski w ogóle nie panuje nad gospodarką odpadami na naszym terenie. - Pan prezydent wciąż mówi, że wszyscy są źli. A tak de facto tym tłumaczy swoją nieudolność. Przy tym używa mowy nienawiści - mówił marszałek. I zapewniał, że on sam umie współpracować ponad podziałami politycznymi. - To kto tu jest zły? Kto się nie potrafi dogadać z innymi samorządowcami czy osobami zarządzającymi województwem? - pytał marszałek.

A co ze spalarnią? Jakie decyzje podejmie marszałek?

Na razie zostało wszczęte postępowanie w sprawie uchylenia pozwolenia zintegrowanego. Dopiero po ponownym zbadaniu sprawy marszałek zapowiada kolejne kroki prawne. A - jak mówi marszałek - może być ich bardzo dużo. - Za ten problem odpowiada pan prezydent. Spalarnia nie jest jego prywatnym folwarkiem - podkreśla marszałek. - Jeżeli są problemy, to należy o nich mówić, a nie się żalić.

Artur Kosicki przyznaje, że nie wie dziś jeszcze, czy pozwolenie zostanie cofnięte. - Nie można ferować wyroków, gdy postępowanie trwa - mówi tylko.

Zobacz również