- Mamo, ja nie chcę nigdzie jechać...- mówił 8-latek, kiedy do szkoły przyjechał po niego ojciec w obecności policji. Młodszy (5-latek) był jeszcze bardziej wystraszony.
Gdzie powinno być miejsce dzieci?
Serce pani Julity jako matki krwawi, kobieta szuka pomocy, gdzie tylko może, dlatego zdecydowała się też opowiedzieć nam o swojej sytuacji. Sprawa dotyczy wykonania wyroku, który zapadł w ramach Konwencji Haskiej. Były partner pani Julity złożył wniosek o powrót dzieci do Belgii.
Spraw dotycząca tego, przy kim na stałe i prawnie powinny być dzieci toczy się już od przeszło dwóch lat, rozstrzygały ją sądy dwóch instacji, a także Sąd Najwyższy. Pani Julia opowiada nam o swojej sytuacji:
- Wyjechaliśmy do Belgii w celach zarobkowych. Przyznaję, że pierwszy rok za granicą był naprawdę ciężki. Po pewnym czasie zaczęły się nasze „domowe” problemy, czyli awantury praktycznie o wszystko. Partner, który uważał, że do tej pory zajmowałam się dobrze dziećmi, nagle uznał, że robię to źle. Kłótnie były o wszystko. Sytuacja stała się tak napięta, że zaczęło się to odbijać na naszych dzieciach. Mój partner zaczął w pewien sposób ignorować dzieci. Kiedy chciały spędzać z nim czas, on odsyłał je do mnie. Nasza sytuacja finansowa nie była najlepsza. Próbowałam znaleźć pracę, ale bez biegłej znajomości języka flamandzkiego było to trudne. Zapisałam się na kurs, bo bardzo zależało mi na tym, by poprawić naszą sytuację materialną. Partner zaczął się wycofywać, milczał, nie chciał ze mną rozmawiać, próbowałam mu pomóc, sugerując, że może potrzebna jest pomoc psychologa, może pomogłaby terapia ze specjalistą. Jednak on był tak skoncentrowany na swoim stanie, że nie mogłam do niego dotrzeć, co zaczęło jeszcze bardziej odbijać się na dzieciach - mówi w rozmowie z nami pani Julita.
I dodaje: - Jak doszliśmy do punktu kulminacyjnego, że już było naprawdę źle, to ja powiedziałam mu, że musimy porozmawiać, że czuję, że znęca się nade mną i dziećmi psychicznie. Bałam się też jego reakcji, dlatego nie zgłosiłam tego na policję. Chciałam się rozstać dla dobra dzieci. Powiedziałam, że mogę mieszkać z dziećmi w Polsce, że w w tym czasie on poukłada swoje sprawy. Zgodził się na takie rozwiązanie, ale po kilku dniach zmienił zdanie. Mimo wszystkich jego prób uniemożliwienia mi wyjazdu, wyleciałam z dziećmi do Polski. Chciałam odpocząć psychicznie, ale kierowałam się przede wszystkim dobrem dzieci. Chłopcy są jeszcze mali, nie mogą żyć w ciągłym stresie - kontynuuje pani Julita.
Matka wróciła do Polski w 2019 r.
- Wyjechałam z dziećmi na kilkudniowe wakacje. Rodzice i znajomi wiedzieli, były partner też, a mimo to zgłosił na policji nasze zaginięcie. Odebrałam telefon od funkcjonariusza zobowiązałam się, że natychmiast mogę dojechać w miejsce, żeby zobaczyli dzieci, że wszystko jest z nimi w porządku i tak rzeczywiście było - relacjonuje matka chłopców.
Pani Julita złożyła wniosek do sądu o ograniczenie praw rodzicielskich dla jej byłego partnera.
- Sąd ten wniosek przyjął i wyznaczył miejsce pobytu dzieci przy mnie. Ale okazało się, że w tym samym czasie początku 2020 roku rozpoczęła się sprawa na mocy Konwencji Haskiej założona przez ojca moich dzieci. Oskarżył mnie o porwanie, uprowadzenie dzieci - mówi nam zdruzgotana matka.
Po miesiącach sądowej batalii między rodzicami, 17 września 2020 roku matka dzieci przegrała sprawę w Białymstoku w Sądzie Okręgowym. W czerwcu 2021 r. zakończyła się sprawa odwoławcza w Sądzie Rejonowym w Sokółce. Kobieta wygrała proces.
Złożona została skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego. Ten zdecydował, że dzieci muszą wróci do Belgii z ojcem.
- Postępowanie prowadzone na podstawie przepisów Konwencji Haskiej zakończyło się zobowiązaniem pani Julity do wydania dwójki małoletnich dzieci za granicę, co nie zostało przez nią wykonane. W związku z tym strona przeciwna wszczęła postępowanie o przymusowy odbiór dzieci, którego podstawą jest prawomocne orzeczenie o obowiązku wydania dzieci za granicę. Sprawa o przymusowy odbiór była procedowana od zeszłego roku i Sąd I Instancji oddalił ten wniosek o przymusowy odbiór dzieci. Sąd Okręgowy w Białymstoku z uwagi na wniesione zażalenie, zmienił to orzeczenie i nakazał Sądowi Rejonowemu wydanie postanowienia o przymusowym odbiorze i w związku z tym Sąd Rejonowy w Sokółce nie mając innej możliwości, wydał takie postanowienie - wyjaśnia mecenas Maciej Kryczka, pełnomocnik pani Julity.
Kurator przyjechał do szkoły po dzieci
16 lutego 2022 roku nastąpiła próba przymusowego odbioru dzieci.
"... 3 godziny męczono dzieci i matkę... gdzie normalnie trwa to ok. pół godziny do godziny - to nic, działamy dalej. Dzieci są obywatelami Polskimi" - napisała w mediach społecznościowych Izabela Koleśnik, mediator szkolny i rodzinny, która pomaga kobiecie.
- Była to trzecia próba, ponieważ podczas dwóch wcześniejszych nie zastano mnie w domu, raz byłam na kwarantannie. Wczoraj przyjechał ojciec dzieci i kurator w obecności dwóch policjantów do miejsca mojej pracy, szkoły, do której też uczęszczają moje dzieci - opowiada nam pani Julita.
Do przymusowego odbioru jednak nie doszło
- Próba odebrania dzieci przez kuratora zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ kurator odstąpił od czynności. W związku z tym, w ciągu kolejnych dni na pewno złożymy do sądu pismo procesowe, w którym będziemy wnioskować o uchylenie postanowienia o przymusowym odbiorze dzieci, udzielenie zabezpieczenia poprzez wstrzymanie tego postanowienia, a także dopuszczenie i przeprowadzenie dowodu z opinii biegłych celem ustalenia dalszej zasadności prowadzenia kolejnych prób przymusowego odbioru małoletnich - mówi w rozmowie z naszym portalem mecenas Maciej Kryczka.
- Z uwagi na nowe okoliczności w sprawie, tj. nieudaną próbę odbioru dzieci przez kuratora, Sąd może uchylić pierwotnie wydane postanowienie o przymusowym odbiorze małoletnich. Warto zwrócić uwagę na to, że ponawianie takich prób, które polegają na nachodzeniu dzieci przez kuratora z policją, bez wątpienia będzie wpływało źle na stan psychiczny tych dzieci, co może mieć zły wpływ na ich rozwój. To są bez wątpienia podstawy do uchylenia tego postanowienia. Dzieci bardzo przeżyły pierwszą próbę przymusowego odbioru, co wymagało późniejszej interwencji u psychologa. Kiedy otrzymamy opinię psychologa na temat stanu dzieci, na pewno załączymy ją do akt sprawy - dodaje mecenas.
Skontaktowaliśmy się także z prokuratorem, który uczestniczył w sprawie na etapie składania skargi kasacyjnej do Prokuratora Generalnego.
- Sąd Najwyższy na posiedzeniu niejawnym oddalił skargę kasacyjną Prokuratora Generalnego od prawomocnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie nakazującego powrót dzieci do Belgii. Jest jedna możliwość zakwestionowania tego wyroku, rozważenie w tej sprawie skargi nadzwyczajnej, którą może wywieść tylko Prokurator Generalny. Warto jednak nadmienić, że podstawą skargi nadzwyczajnej nie mogą być zarzuty podnoszone w skardze kasacyjnej – mówi prokurator Marcin Faszcza z Prokuratury Regionalnej w Białymstoku.
Jak dodaje prokurator: - Skarga nadzwyczajna jest sformalizowanym, rygorystycznym środkiem. Z urzędu podejmę taką analizę czy w tej akurat konkretnej sprawie zajdą przesłanki do wywiedzenia skargi nadzwyczajnej.
O komentarz zadzoniliśmy także do szkoły, w której doszło do próby przymusowego odbioru dzieci.
- Moim zdaniem taka sytuacja nie powinna mieć w ogóle miejsca na terenie szkoły. Nie byliśmy w stanie zapewnić miejsca, gdzie ta cała sytuacja nie dotknęłaby innych dzieci. Mieliśmy telefony po południu tego dnia od rodziców naszych uczniów, że dzieci skarżyły, były przestraszone, a przecież nie o to chodzi - powiedział nam dyrektor Szkoły Podstawowej (pow. sokólski), w której doszło do próby przymusowego odbioru dzieci.
Próbowaliśmy także skontaktować sie z ojcem dzieci. Przez dwa dni nie odebrał od nas telefonu i nie oddzwonil. Do sprawy wrócimy.