Budżet w prezentacji prezydenta Tadeusza Truskolaskiego to wiele liczb, a przede wszystkim wiele "dobrych wiadomości". Po pierwsze, o czym prezydent zawiadomił zaproszonych specjalnie na tę okoliczność dziennikarzy, "jest to budżet historyczny" - przede wszystkim ze względu na dochody miasta. W przyszłym roku dochody przekroczą 2 miliardy złotych (dodajmy, że w tegoroczny budżet prezydent prezentował również jako "historyczny" - tyle że ze względu na wydatki, które również przekroczyły 2 miliardy złotych). W porównaniu do roku bieżącego dochody "historycznie" wzrosną o 11 procent. - To świadczy o dynamicznym wzroście gospodarczym naszego miasta - mówił prezydent Tadeusz Truskolaski. - Bo dla porównania w całym kraju dynamika wzrostu gospodarczego sięgnęła "tylko" 4 procent.
Trochę mniej optymistycznie brzmiało przedstawienie wielkości deficytu i wskaźnika zadłużenia. Bo deficyt finansów miasta zamknie się w przyszłym roku kwotą 258 milionów złotych (mówiąc najprościej - o tyle więcej miasto wyda, niż zarobi), natomiast wskaźnik zadłużenia na koniec 2018 ma wzrosnąć w porównaniu do bieżącego roku o 6 procent i wyniesie 42,7 procent (co oznacza, że 42 procent majątku miasta jest zadłużone z powodu kredytów i zobowiązań miasta). Nie jest najgorzej - dowodził prezydent, gdyż ustawowo ten wskaźnik nie może przekroczyć 60 procent, do czego w Białymstoku jeszcze daleko.
Wizja budżetu przygotowana przez prezydenta jest nastawiona na inwestycje. Kolejny rok Białystok będzie budował drogi bądź kontynuował rozpoczęte wcześniej budowy (na drogi idzie w kasy miasta 554 miliony złotych w 2018). Te dwie największe - Trasa Niepodległości i ulica Ciołkowskiego powinny już w 2018 się zakończyć. Wśród innych - niedrogowych inwestycje prezydent wskazuje przede wszystkim kolejny etap budowy nowego gmachu Muzeum Sybiru.
Wiele jeszcze innych szczegółów przyszłorocznego budżetu poznamy do dnia jego ostatecznego uchwalenia. Jest jednak coś, co nie wskazuje optymistycznie perspektywy uchwalenia budżetu miasta. Przede wszystkim prezydent wypowiadał się dziś lekceważąco o propozycjach inwestycyjnych złożonych w tym tygodniu przez klub radnych Prawa i Sprawiedliwości. Propozycje te - jak mówili radni - to są potrzeby wskazane przez samych mieszkańców podczas 9 spotkań, jakie PiS zorganizował w różnych częściach miasta. W efekcie radni przedstawili 71 propozycji do ewentualnego umieszczenia w budżecie Białegostoku na przyszły rok.
Mówiąc o tych propozycjach, po pierwsze prezydent Tadeusz Truskolaski podkreślił, że wpłynęły one do niego już po terminie, jaki przewidziany jest w regulaminie procedury przygotowywania i uchwalania budżetu miasta. Wskazany tam termin minął w połowie września, a radni PiS swoje (mieszkańców) propozycje złożyli w połowie listopada.
Poza tą "formalną" dyskwalifikacją prezydent ironicznie wskazał, że wnioski te są zbiorem różnych przypadkowych postulatów, z których część jest już uwzględniona w budżecie miasta. - Ustaliliśmy, że spośród tych 71 propozycji 18 jest albo umieszczonych już w budżecie, albo znajduje się w Wieloletnim Planie Finansowym miasta - mówił Tadeusz Truskolaski. - Widać radni nie postarali się tego sprawdzić - dodawał.
O innych zaś punktach z tych 71 postulatów budżetowych prezydent mówił jako o zbyt ogólnikowo sformułowanych bądź nawet wykraczających poza kompetencje miasta, bo na przykład dotyczących mienia, które nie jest własności miasta, lecz spółdzielni mieszkaniowej. W ten sposób prezydent nie odniósł się konkretnie do żadnego z wniosków złożonych przez PiS, a wszystkie je po prostu zignorował.
Podejście to oczywiście dopuszczalne, ale świadczy o tym, że Tadeusz Truskolaski idzie na wojnę z radą miasta (bo PiS w radzie ma samodzielną większość). Tyle że to rada miasta uchwala budżet i radni sami mogą wprowadzać do prezydenckiego projektu swoje poprawki oraz zmiany. Przed nami więc kolejny rozdział gry politycznej pod hasłem kto-kogo. Z tym że w przypadku roku 2018 chodzi o budżet roku wyborczego, a więc szczególnie wrażliwego na ocenę i agitację.