Poniedziałkowe śmieciowe widoki. To problem większości białostockich osiedli

Niekiedy na dwa czy trzy bloki przypadają cztery kontenery na śmieci. Nie ma się co oszukiwać, często to po prostu za mało. Białystok przeszedł już wiele rewolucji śmieciowych, ale po tylu latach ciągle coś szwankuje. Choć po południu śmieci znikają to dlaczego białostoczanie muszą oglądać takie widoki co poniedziałek rano? Czytelnicy sygnalizują i pytają - czy to standardy europejskie?

fot. BIA24

fot. BIA24

Niektórzy wyglądają w poniedziałek rano przez okno i widzą las, łąkę czy jezioro. Inni - góry... śmieci wypadających z pojemników. Taka jest rzeczywistość białostockich osiedli wielorodzinnych, tylko czy powinniśmy się do niej przyzwyczaić? W ostatnich latach białostoczanie przeżyli wiele "śmieciowych" rewolucji. Nowości w systemie segregacji, potem kolejne - zmieniające wyrobione wcześniej nawyki czy w końcu zmiana firm odpowiedzialnych za gospodarowanie odpadami. Jedno niestety się nie zmienia: bywają dni, że Białystok ze wschodzącego zamienia się w śmieciowy.

fot. BIA24

fot. BIA24

Za wywóz śmieci w mieście, w sześciu sektorach odpowiadają trzy firmy. MPO Sp. z o.o, KOMA Sp. z o.o. z Ełku oraz łomżyńskie Usługi Komunalne Błysk. Niektóre ze zdjęć, które otrzymaliśmy od Czytelników pochodziły z sektora szóstego, obejmującego centrum i przylegające do niego osiedla. Za ten rejon odpowiada firma Błysk. Zapytaliśmy właściciela przedsiębiorstwa, Andrzeja Marczyka, czy pracownicy nie dostrzegają problemu zbyt małej liczby kontenerów w odniesieniu do ilości śmieci.

- Owszem, nasi pracownicy właściwie po każdym weekendzie muszą ręcznie zbierać odpady z ziemi. Niestety, to nie jest zależne od nas. My stawiamy tyle pojemników ile zgłasza administracja osiedla, a następnie miejska spółka Lech - mówi Andrzej Marczyk. - Są takie newralgiczne miejsca, głównie w centrum, gdzie ten problem jest duży i praktycznie co sobotę, poza umową, na własny koszt te śmieci wywozimy - dodaje prezes firmy Błysk.

fot. BIA24

fot. BIA24

Faktycznie, firmy odpowiadające za wywóz śmieci w danych sektorach nie mają wpływu na liczbę kontenerów. Bywa, że na 2 czy 3 bloki przypadają cztery kontenery z czego jeden jest tylko na szkło. Załóżmy, że niewielki czteropiętrowy blok, w trzech klatkach liczy 24 rodziny. To około stu osób. Zatem dla trzystu osób muszą wystarczyć trzy pojemniki na cały weekend. O takim stanie decydują administracje osiedli, to one zgłaszają liczbę mieszkańców i zapotrzebowanie na pojemniki. Jednak to komunalna spółka LECH, w imieniu miasta Białystok zarządza kompleksowym systemem gospodarki odpadami komunalnymi i to ona kontroluje "śmieciową" sytuację. Może również nakazać administratorom zwiększenie liczby kontenerów, a nawet nałożyć na nich kary. Spółka zapewnia, ze trzyma kontroluje tę sytuację.

fot. BIA24

fot. BIA24

- Biuro Zarządzania Gospodarką Odpadami Komunalnymi natychmiast sprawdza przypadki nieporządku lub przepełnienia kontenerów. Trzeba jednak pamiętać, że za teren wokół pojemników odpowiada zarządca nieruchomości. To on wyznacza, gdzie mają stać kontenery i dba też o porządek wokół. Zdarza się, że administratorzy deklarują zbyt małą liczbę potrzebnych kontenerów. W takim wypadku wyjaśniamy, czy potrzebne jest zwiększenie ich liczby oraz zlecamy wykonawcy dostawienie dodatkowych pojemników - mówi Zbigniew Gołębiewski ze Spółki Lech. - Jednak w większości przypadków gdy otrzymujemy zgłoszenie o śmieciach leżących wokół pojemnika, nie wynika to z jego przepełnienia, a z pozostawiania śmieci obok kosza.

W "odpadowej" machinie każdy z trzech podmiotów: administracje, Spółka Lech i firmy gospodarujące odpadami, ma swoje ważne zadanie. Ale jest też czwarty, równie ważny podmiot: Ludzie. Mieszkańcy. To oni śmieci wyrzucają, to po nich się sprząta i to bezpośrednio oni odczuwają, gdy któraś z jednostek zawodzi. A może gdzie kucharek sześć... tam bałagan pod blokiem.

Zobacz również