Pokłócili się o psa. Teraz spotkają się w sądzie

Białostocki społecznik Janusz Poskrobko twierdzi, że zwrócił uwagę chłopcu, który miał nie posprzątać nieczystości pozostawionych przez psa. Rodzice dziecka uważają, że sprawa miała inny przebieg. Ich zdaniem mężczyzna miał "złapać chłopca za szyję i go dusić". Spór rozwiąże sąd.

Pokłócili się o psa. Teraz spotkają się w sądzie [fot. pixabay.com]

Pokłócili się o psa. Teraz spotkają się w sądzie [fot. pixabay.com]

Konflikt dotyczy sąsiadów z osiedla Zielone Wzgórza w Białymstoku. Janusz Poksrobko (mężczyzna zgodził się na publikację jego nazwiska) został oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej małoletniego poprzez "chwycenie go za szyję i duszenie". Na skórze pokrzywdzonego miały powstać czerwone plamy. Zdaniem mężczyzny do takiej sytuacji w ogóle nie doszło.

Jak relacjonuje Poskrobko, 29 kwietnia br. zwrócił uwagę 10-letniemu chłopcu spacerującemu z psem, żeby posprzątał nieczystości pozostawione przez psa. Zaznacza, że nie był agresywny, spokojnie wyraził swoją prośbę do dziecka. Chłopiec miał go nie słuchać i kilkukrotnie odmówić lub ignorować uwagi.

- Złapałem za jego smycz, żeby się nie oddalił. Chłopak mówił, że "zrobi, co zechce" i "nie ma woreczka, by posprzątać". Przyszła moja żona i powiedziała, że zadzwoni na straż miejską i nagle ten chłopiec znalazł woreczek, posprzątał, podziękowałem mu i powiedziałem "I co? Da się?". Poszedłem stamtąd, pojechałem ze swoimi dziećmi na zajęcia pozalekcyjne. Gdy wróciłem, rodzice tego chłopca stali u mnie przed blokiem, nie chcieli mnie wpuścić do mieszkania. Wyzywali mnie, powiedzieli, że zaraz przyjedzie policja. Nigdzie się nie oddalałem. Policja przyjechała, sprawdziła moją trzeźwość, funkcjonariusze nie sporządzali notatek - mówi Janusz Poskrobko i zaznacza, że ze względu na to, iż sprawa nie dawała mu spokoju, następnego dnia udał się na komendę z żoną, by złożyć wyjaśnienia w tym temacie.

Skontaktowaliśmy się z mamą 10-latka i zapytaliśmy o jej relację z tego wydarzenia. Poprosiła o nie publikowanie jej nazwiska, ze względu na dobro dziecka.

- Moje dziecko wołało pomocy. Czytałam wszystkie zeznania raz jeszcze, jest też świadek zdarzenia, który widział, że pan Janusz trzymał mojego syna za rękę. Nie ma prawa dotykać nas nikt obcy, moje dziecko nie jest przyzwyczajone do takiego traktowania. To nie było zwykłe sąsiedzkie "zwrócenie uwagi". To było poniżające, babcia chłopca nie była w stanie go uspokoić, było w tym bardzo dużo złego. Mimo emocji, my z mężem nie używaliśmy jakichkolwiek obraźliwych słów - mówi nam mama chłopca.

Policja nie wszczęła żadnego postępowania, ze względu na "brak interesu społecznego w ściganiu przestępstwa prywatnoskargowego", a Poskrobko widywał rodziców chłopca w okolicach bloku. Ojciec dziecka miał go zaczepiać i stosować agresję słowną. Janusz Poskrobko rozmawiał o tym z dzielnicową, która miała mu powiedzieć, że zainterweniuje w tej sprawie. Zdaniem mamy dziecka, było odwrotnie - to Poskrobko miał wobec rodziców dziecka używać obraźliwego słownictwa.

Prywatny akt oskarżenia

W piątek (1.10) Poskrobko otrzymał pozew sądowy - prywatny akt oskarżenia, w którym napisano miedzy innymi, że "Janusz Adam Poskrobko chwycił małoletniego ręką za szyję i dusił, w wyniku czego na skórze szyi pokrzywdzonego powstały czerwone plamy". Rodzice dziecka poprosili sąd o mediację, by załagodzić konflikt. 

Chłopiec miał bardzo przeżyć omawiane wydarzenie, rodzice skontaktowali dziecko z psychologiem. "Małoletni odmawia wyjścia z psem na podwórko, a jeżeli wychodzi to tylko pod opieką dorosłego członka rodziny i z pominięciem okolic, w których mógłby spotkać swego napastnika. Zauważalnym jest, że pan Janusz, obserwuje stale małoletniego i podwórko. Wywołuje to przestrach w oczach dziecka i obawę przed kolejną napaścią" - czytamy w akcie oskarżenia.

- Nie używałem wobec niego agresji, prosiłem, by posprzątał. Sytuację widziały moje dzieci i żona. Ja też mam od tego zdarzenia problemy ze sobą. Jestem sfrustrowany, zwróciłem tylko komuś uwagę, nie zrobiłem mu krzywdy. Trzy lata temu, obywatelsko zatrzymałem pijanego kierowcę i byłem bohaterem, a teraz robi się ze mnie kryminalistę - mówi nam Poskrobko.

- Dla zdrowia psychicznego mojego dziecka, ta sprawa musi się skończyć w sądzie. Wierzę, że pan Janusz się z nami dogada. My, jako dorośli powinniśmy schować dumę do kieszeni i odpuścić. Chcę, by pan Janusz odpuścił, przestał obserwować moje dziecko i je zaczepiać. Gdy pojawi się taka sytuacja, że mój syn "nie zbierze kupy", to chcę, by przyszedł do mnie i o tym porozmawiał. Nie chcę pieniędzy, mam nadzieję, że przeprosi moje dziecko - podkreśla w rozmowie z nami matka dziecka.

Mężczyzna ma się stawić w Sądzie Rejonowym w Białymstoku 19 października o godz. 13:00. Poskrobko zapewnia, że jeżeli dziecko oczekuje przeprosin, bo "poczuło się urażone tą sytuacją", to je otrzyma. Zapewnia jednak, że do jakiejkolwiek formy przemocy nie doszło.

Zobacz również