- Zamierzam złożyć zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez wyżej wymienione osoby [tzn. Artura Kosickiego, Henryka Dębowskiego, Sebastiana Łukaszewskiego, Roberta Jabłońskiego - wszyscy z PiS] - mówi prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. - Okazuje się, że te osoby, które powołane zostały, by w imieniu mieszkańców naszego regiony stanowić prawo, biorą czynny udział w jego łamaniu. Jest to w moim odczuciu drastyczne nadużycie demokratycznego mandatu i całkowite zaprzeczenie misji samorządowej - dodaje prezydenta Truskolaski. Informuje o tym świat w specjalnym oświadczeniu wydanym i odczytanym dziennikarzom w poniedziałek około południa.
Truskolaski podkreśla przy tym, że przemoc i pogarda nie mogą być akceptowane ani usprawiedliwiane w życiu publicznym. Dodaje też, że mógł rozwiązać zgromadzenie [Marsz Równości - przyp. red.], ale w tej sprawie oczekiwał wniosku policji, gdyby nastąpiło naruszenie prawa. Wniosku nie otrzymał, ocenił, że marsz przebiega spokojnie, więc zgromadzenia nie rozwiązał. Dodał, że miał świadomość, że gdyby rozwiązał zgromadzenie, to byłaby woda na młyn zgromadzonych wokół przeciwników marszu.
Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski nie rozwiązał też innego zgromadzenia - manifestacji kibiców Jagiellonii na placu NZS oraz zorganizowanego przez ludzi Młodzieży Wszechpolskiej czuwania przy pomniku Bohaterów Białostocczyzny. To sąd zdecydował, że to drugie zgromadzenie mogło się odbyć, mimo zakazu wydanego przez prezydenta. Nie rozwiązał tych zgromadzeń, chociaż - jak dziś mówił - z powodu pozwolenia na te manifestacje doszło tam do "normalnego polowania na ludzi". Mimo to tych zgromadzeń prezydent nie rozwiązał, chociaż miał do tego prawo i miał też świadomość, że dochodzi tam do łamania prawa i czynów chuligańskich. Dziś mówi, że nie miał takiego wniosku od policji.
Dziś prezydent w swoim oświadczeniu wskazuje też instytucje odpowiedzialne - w jego mniemaniu - za eskalację zagrożenia podczas Marszu Równości. - Chciałbym zwrócić się do władz Jagiellonii Białystok w sprawie zachowania osób identyfikujących się jako kibice białostockiego klubu. Jak wskazują materiały umieszczone w prasie, osoby te brały czynny udział w chuligańskich wybrykach, w których ucierpieli uczestnicy marszu - oświadcza prezydent Truskolaski. Dodajmy, że klub dotychczas milczy.
- Chciałbym również zrozumieć postawę władz białostockiej Kurii Metropolitalnej. Czy zamieszczona w liście arcybiskupa Tadeusza Wojdy pochwała obrońców wartości chrześcijańskich bez jednoznacznego potępienia przestępców i chuliganów rzeczywiście oddaje ducha owych wartości? - pyta retorycznie prezydent Tadeusz Truskolaski.
Można podsumować: prezydent nie rozwiązał marszu, bo policja o to nie wnioskowała; działacze PiS zachowali się niegodnie, bo opowiedzieli się po stronie osób blokujących Marsz Równości; Klub Jagiellonia nie wyrzekł się swoich kibiców, a arcybiskup Tadeusz Wojda nie napiętnował chuliganów stających w obronie chrześcijańskich wartości. Co jeszcze?
- Uczestnicy legalnego marszu zostali zaatakowani przez zorganizowane grupy, w związku z czym kilkadziesiąt osób zostało poszkodowanych. Na tego rodzaju ekscesy nie może być zgody - tak głosi swoim oświadczeniu. Zgody nie może być, ale marszu - w obliczu takiego zagrożenia też nie dało się rozwiązać.
- Ja bym zaproponował, żeby pan prezydent, zamiast poszukiwać winnych, uderzył się we własne piersi - podsumowuje dziś marszałek województwa podlaskiego Artur Kosicki.
- Będę zgłaszał do prokuratury w Białymstoku zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na niedopełnieniu obowiązków przez prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. To niedopełnienie polega na tym, że pan prezydent nie wydał decyzji o zakazie marszów, a mógł je, w mojej ocenie, wydać - ogłasza dziś po południu marszałek Artur Kosicki. Precyzuje, że informacje napływające również do prezydenta Truskolaskiego długo przed 20 lipca wskazywały jednoznacznie, że przejście Marszu Równości może zagrozić niebezpieczeństwu ludzi.
- Pan prezydent dostawał pisma z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku, choćby pismo z 15 lipca, gdzie wskazywano na to, że jeżeli dojdzie do przemarszu zgodnie z jego pierwotną trasą, może dojść do konfrontacji różnych środowisk, może dojść do pewnego niebezpieczeństwa - uzasadnia marszałek Artur Kosicki.
Wiele wskazuje na to, że sprawa odpowiedzialności za chuligaństwo i łamanie prawa jeszcze przynajmniej do jesieni będzie zajmowała przestrzeń publiczną i wpłynie z pewnością na wybór, jakie dokonają mieszkańcy Białegostoku w dniu głosowania na kandydatów do parlamentu.