PKS: Platforma wymięka, PSL bierze na klatę

Proces łączenia pięciu spółek PKS w Podlaskiem nie będzie wstrzymany. - Skoro koalicjant w piątek powiedział, że piłka jest po naszej stronie, to my ją przyjmujemy na klatę - zapewnia Stefan Krajewski, członek zarządu województwa (PSL). Nowa spółka przewozowa ma zacząć działać od stycznia 2017 roku, obecnie zatrudnia 800 osób.

Źródło: Wrota Podlasia

Źródło: Wrota Podlasia

Sprawa dotyczy pięciu spółek PKS: w Białymstoku, Suwałkach, Łomży, Zambrowie i

Siemiatyczach. Z powodu ich złej sytuacji ekonomicznej, trwa proces połączenia ich w jeden podmiot - PKS Białystok. Nad procesem inkorporacji pracował nie tylko Zarząd Województwa (PSL - ma trzech członków w zarządzie województwa, PO - 2), ale także specjalnie powołany do tego zespół oraz kancelarie prawne i ekonomiści.

Proces praktycznie jest już na finiszu. Jeszcze tylko we środę decyzje mają podjąć walne zgromadzenia spółek, ale to tylko formalność. Po zakończeniu tej procedury do sądu trafi wniosek o wpisanie do rejestru sądowego nowego podmiotu. A im bliżej ostatecznej decyzji tym więcej emocji. Kilka dni temu przez region przewinęła się fala protestów związków zawodowych. Przeciwni inkorporacji PKSów są związkowcy z Suwałk, Zambrowa i Siemiatycz. Obawiają się, że to sposób na uratowanie białostockiej spółki ich kosztem. Niepokoją się o swoje miejsca pracy i majątek spółek. W ubiegłym tygodniu na ręce marszałka województwa związkowcy złożyli petycję i podpisy przeciwników, które zbierali w wielu miejscach w regionie. Wydawało się jednak, że sprawa jest przesądzona, bo koalicjanci w sejmiku są zgodni.

Tak było do minionego piątku. Nieoczekiwanie 25 listopada 2016 r. wicemarszałkowie z PO oraz przewodniczący klubu Platformy w sejmiku na konferencji prasowej poinformowali, że chcą wstrzymania procesu łączenia spółek. Mówili, że mają za małą wiedzę, żeby zagłosować za połączeniem, a cała procedura wywołuje niepokój zarówno wśród pracowników PKS-ów, jak i mieszkańców którzy podróżują autobusami. 

Stanowisko zaskoczyło współkoalicjanta Platformy w sejmiku - Polskie Stronnictwo Ludowe.

- Bierzemy odpowiedzialność za trudne decyzje. Jeśli nie będzie poparcia koalicjanta, jesteśmy w stanie ten proces przeprowadzić sami, pod koniec tej drogi nie możemy powiedzieć, że się wycofujemy - powiedział dziś Stefan Krajewski, od niedawna szef podlaskich ludowców.

Warto wspomnieć, że zmiana decyzji PO zbiegła się z zawieszeniem przez Radę Nadzorczą

PKS w Suwałkach prezesa PKS Suwałki, działacza PO Leszka Cieślika.

Stracił stanowisko po tym jak namawiał związkowców do zalegalizowania sporu zbiorowego, a zdaniem Rady nie było ku temu podstaw. Takie działania mogły przynieść spółce negatywne konsekwencje. Platforma Obywatelska ma żal do PSL nie tylko o to, że nie zna powodu odwołania Cieślika, ale i o to, że nawet nikt jej o tym nie powiadomił.

KOMENTARZ:

Czy brak wiedzy o stanie prac nad połączeniem spółek PKS może być początkiem rozłamu koalicyjnego PO-PSL, a może prozaicznie brak wiedzy - kto będzie nowym prezesem spółki po konsolidacji? Z analizy harmonogramu przebiegu prac, przedstawionego dziś podczas konferencji prasowej zarządu województwa wynika, że "zgrzyt" koalicyjny jest delikatnie mówiąc niezrozumiały. Bo jak Maciej Żywno (PO) czy Anna Naszkiewicz (PO), członkowie zarządu województwa, mogą utrzymywać, że nie mają wystarczającej wiedzy na temat postępu prac przy projekcie, skoro uczestniczyli w niemal wszystkich posiedzeniach Zarządu Województwa Podlaskiego, pracowali nad projektem, mieli wgląd do wszelkiej dokumentacji na każdym etapie prac, ba jeśli czegoś nie rozumieli lub z czymś się nie zgadzali to w każdej chwili mogli poprosić o dodatkowe informacje czy wyjaśnienia. Nie byli tym zainteresowani, utrzymując że w tej kwestii jest jednomyślność. Wszystko wskazuje więc na to, że w tym sporze chodzi jednak nie o kwestie ekonomiczne czy nawet społeczne, lecz o sprawy personalne. Bo jeszcze spółki nie powołano, a PO już dywaguje, kto jest, a kto nie jest dobrym managerem. Może więc w przyszłości należy wraz z planem naprawczym zatwierdzać od razu regulamin konkursu na prezesa. Albo wskazywać menadżera już na starcie. Ale wtedy musi to być transparentne. Wszak naród rozumny i wie, że dobrzy menadżerowie nie rosną na drzewach. Bo jeśli problem trudny - jak w tym przypadku - to namaszczenie kogoś na starcie, nie powinno być niedźwiedzią przysługą, a normą.

Zobacz również