Pijany lekarz przyjmował pacjentów. Teraz rezygnuje z pracy w Śniadecji

To już pewne. Lekarz, który w sobotę (17 marca) pełnił dyżur w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym będąc pod wpływem alkoholu, miał kontakt z pacjentami. Tak wynika z zapisów monitoringu. Zwolniony z USK, wciąż pracował w szpitalu wojewódzkim. Jednak jak się okazuje, z tą pracą, z własnej woli, też się już pożegnał.

fot. pixabay

fot. pixabay

Do tej pory kluczową niewiadomą była odpowiedź na pytanie, czy lekarz mając we krwi blisko 1,6 promila alkoholu, miał kontakt z pacjentami. Do ustalenia m.in. tej kwestii, dyrekcja szpitala powołała specjalny zespół. Przez blisko dwa tygodnie, nie podano ostatecznego wyniku postępowania do opinii publicznej. Dziś ten fakt jest już potwierdzony.

- Z naszych ustaleń wynika, że 17 marca ów lekarz zaprosił do swojego gabinetu czterech pacjentów. Nie potwierdzamy jednak faktu, czy udzielał im porad medycznych, wypisywał recepty - mówi Marcin Tomkiel, rzecznik prasowy Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. - Nasze postępowanie trwa. Czekamy na policyjny protokół zatrzymania i badania trzeźwości - dodaje.

Przyjmowanie pacjentów, udzielanie im porad medycznych, wypisywanie recept czy uzupełnianie dokumentacji medycznej chorych - podejmowanie takich czynności w stanie nietrzeźwości, to dla prokuratury przestępstwo.

- Toczy się w tej sprawie postępowanie. Zbieramy materiał dowodowy, przesłuchujemy świadków. Dopiero po zakończeniu tej procedury zostanie podjęta decyzja o ewentualnym postawieniu temu człowiekowi zarzutów - mówi Wojciech Zalesko, prokurator rejonowy Prokuratury Białystok-Południe.

Postępowanie przygotowawcze w tej sprawie toczy się w kierunku popełnienia przestępstwa z Art. 160. § 2 kodeksu karnego:

"Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5."

LEKARZ REZYGNUJE Z PRACY W INNYM SZPITALU

Oprócz pracy w szpitalu uniwersyteckim, lekarz miał także kontrakt ze szpitalem wojewódzkim. Po sobotnim zajściu w USK, już dzień później miał dyżur w Śniadecji. Pracował tam od blisko pięciu lat, na szpitalnym oddziale ratunkowym, jako specjalista chorób wewnętrznych. Miał nieposzlakowaną opinię, nie było na niego żadnych skarg. 22 marca, jako jeden z trzynastu lekarzy, wygrał konkurs kontraktów. Przez kolejne dwa lata miał pracować w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Miał, bo zdecydował, że kontraktu nie podpisze.

- Pan doktor przystąpił do konkursu, ale kontraktu nie podpisał. Rozwiązał także trwającą umowę. To była jego decyzja - mówi Elżbieta Chomoniuk, zastępca kierownika Działu Zatrudnienia i Płac Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego.

Zobacz również