Nieczyste zabawy w szpitalu klinicznym?

Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku jeszcze pół roku temu tonął. Dziś nie dość, że nie ma długów to wypłaca premię pracownikom. Albo to cud, albo zwyczajna inżynieria finansowa. Pytanie w jakim celu?

/BIA24/

/BIA24/

Szpital kliniczny to jeden z największych szpitali w Polsce, największy w regionie. Zatrudnia 3 tys. osób. To tu poza bieżącymi przyjęciami, trafiają najpoważniejsze przypadki.

Jesienią 2016 r. placówka tonęła w długach, tymczasem niedawno wypłacono pracownikom premię. 

Jeszcze pół roku temu dopiero co powołany rektor Uniwersytetu Medycznego prof. Adam Krętowski bił na alarm, że szpital kliniczny stoi nad przepaścią: "Konieczne są plany wdrożenia planu naprawczego. Jeśli tak dalej pójdzie, szpital zbankrutuje. Bo uczelnia też nie ma pieniędzy, żeby dopłacać do funkcjonowania szpitala" - mówił na łamach Kuriera Porannego [5.10.2016]. Dług szacowano wówczas na blisko 40 mln zł, z negatywną prognozą na jego powiększenie.

- Szpital obecnie nie ma długu, czyli nie ma zobowiązań wymagalnych - poinformowała nas kilka dni temu Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik prasowy USK.

Gdy okazało się, że jest tak bardzo źle, ogłoszono konkurs na nowego dyrektora szpitala. Poprzedni, któremu kończyła się umowa o pracę, od początku zaznaczył, że nie będzie ubiegał się o tę posadę. Konkurs rozstrzygnięto 28 marca 2017 r. Jednogłośnie wygrał Marek Karp pokonując trzech rywali. Prawdopodobnie wtedy zniknęły długi szpitala. Co więcej, pracownicy placówki nagle otrzymali okazałe dla wielu premie. Zaskoczeni byli wszyscy, bo przecież szpital miał tonąć. Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że cała sytuacja z długiem mogła być wewnętrznym zabiegiem księgowym, który miał zdyskredytować wcześniejsze władze szpitala czy uczelni. 

Podywagujmy chwilę. Szpitalem klinicznym przez 12 lat zarządzał dr Bogusław Poniatowski. Zasłynął z tego, że wyprowadził szpital kliniczny z ogromnego zadłużenia wynoszącego w 2004 r. 46 mln zł. Polegało to na tym, że przez kilka lat w drastyczny sposób ograniczał wydatki szpitala m.in. związane z pensjami pracowników. W wywiadach prasowych wielokrotnie powtarzał, że zaciskanie pasa to jedyny sposób, aby szpital przetrwał. Dług pojawił się nagle w połowie 2016 r. i od razu w tak wysokiej kwocie. Zastanawia fakt, dlaczego gdy ten dług wyszedł na jaw dyrektor Poniatowski nie zdecydował się na wdrożenie planu naprawczego dla szpitala?

Z naszych informacji wynika, że nie było ku temu potrzeby. Wynik finansowy tak został przygotowany, aby po prostu wyglądał źle.

Tematem zajęliśmy się, gdy okazało się, że nowy dyrektor szpitala Marek Karp zarabia tyle, ile dziesięć doświadczonych pielęgniarek w szpitalu - czyli ponad 26 tys. zł. W USK Karp nie pracował na umowę o pracę, lecz na specjalnym kontrakcie (jako jedyny z kadry zarządzającej szpitala). Zarabiał prawie dwa razy więcej od swojego szefa, dyrektora szpitala. Kontrakty są z nim podpisywane na usługi "zastępcy dyrektora ds. administracyjnych". Dwa ostatnie kontrakty opiewały na kwotę przeszło 1,4 mln zł.

Tak dobrze jak w szpitalu klinicznym nie zarabia żaden inny dyrektor szpitala w woj. podlaskim. Dyrektorzy: Samodzielnego Szpitala Miejskiego w Białymstoku, MSWiA w Białymstoku oraz Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego mają pensję na poziomie 12-15 tys. zł brutto. 

 Po co to wszystko?

Czytaj też artykuł: Szpital kliniczny tonął, a dyrektora brał miliony

Zobacz również