15 lutego 2018 w szkole podstawowej nr 2 w Łapach dwie siedmioletnie uczennice pierwszej klasy pokłóciły się w szkole. Na prośbę jednej z matek wychowawczyni klasy próbowała wyjaśnić sprawę i pogodzić dziewczynki. W oświadczeniu, które nauczycielka później napisała, czytamy: "W obecności mamy jednej z nich porozmawiałam z nimi i doprowadziłam do tego, że się pogodziły. Na zakończenie pochyliłam się i w żartach dotknęłam ręką obu dziewczynek w okolicy uda i powiedziałam, że to zakończenie konfliktu. Żadna z dziewczynek nie odniosła najmniejszych obrażeń, bo to był tylko symboliczny klaps, a nie żadne uderzenie. Jeszcze raz podkreślam, że działo się to na korytarzu w obecności dzieci i rodziców".
KLAPSY NA SZKOLNYM KORYTARZU
Matka drugiej dziewczynki, gdy dowiedziała się o "klapsie", zażądała wyjaśnienia sprawy i przeprosin.
- W zamian za szczerość i słowa skruchy dowiedziałam się, że dyrektor placówki zwołał zebranie kilkorga rodziców z naszej klasy. Ci przygotowali petycję, w której domagają się, by moje dziecko w ogóle usunąć z klasy, bo źle się zachowuje - opowiada matka dziewczynki.
Po publikacjach prasowych postępowanie wyjaśniające prowadziła policja. Postępowanie wszczęła również prokuratura. W uzasadnieniu swojej decyzji prokuratura podkreśla: "Mając na uwadze całokształt okoliczności zdarzenia, w szczególności fakt, iż zdarzenie to odbyło się z udziałem nauczyciela pracującego w szkole, uznać należy, że interes społeczny przemawia za objęciem czynu prywatnoskargowego, ściganiem z urzędu"
W czasie postępowania nauczycielka dalej pracowała w szkole i uczyła w klasie, w której były obie poszkodowane dziewczynki.
- Córka przez cały czas miała taki lęk przed pójściem do szkoły, ale ja dbałam o to, by chodziła, żeby nie opuszczała lekcji - mówi matka siedmiolatki. - Ja sama, gdy uczyłam się w tej szkole, byłam uderzona przez nauczyciela. On uczy do dzisiaj i zawsze jak go spotykam, to czuję się źle. Nie chciałam, żeby teraz moja córka doświadczała podobnego uczucia. Zdaniem matki dziewczynki nauczyciele chcieli zbagatelizować całe zajście.
BYŁ CZAS NA WYJAŚNIENIE SPRAWY
- Sprawę można było szybko wyjaśnić, przecież w szkole działa monitoring. Nie było jednak ze strony szkoły chęci polubownego załatwienia tej sprawy. Nagrania z korytarza nikt mi nie chciał pokazać - mówi matka siedmiolatki.
Dyrektor szkoły Krzysztof Łapiński dziś nie komentuje sprawy. Potwierdza tylko, że w chwili skierowania przeciwko nauczycielce aktu oskarżenia została ona zawieszona w pełnieniu obowiązków do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sądowego.
- Prokuratura prowadziła postępowanie w kierunku art. 217 par. 1 Kodeksu karnego dotyczącego naruszenia nietykalności cielesnej. Zgromadzony materiał dowodowy dał podstawę do skierowania aktu oskarżenia do właściwego sądu. Akt oskarżenia jest przeciwko nauczycielce szkoły w Łapach. Zarzucany jej czyn jest zagrożony alternatywnie karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku - mówi w Karol Radziwonowicz, prokurator rejonowy w Białymstoku
PRZEPROSINY JUŻ NIE WYSTARCZĄ
Akt oskarżenia jest w Sądzie Rejonowym w Białymstoku. Prokuratura zarzuca nauczycielce, że uderzyła obie pokrzywdzone w tej sprawie dziewczynki dłonią w pośladki. W ten sposób naruszyła ich nietykalność cielesną.
- Nie będę się wypowiadać w tej sprawie, niech sąd to teraz rozstrzygnie - stwierdza dziś nauczycielka. W oświadczeniu przedstawionym wcześniej napisała: "Przepraszałam kilkakrotnie zarówno mamy, jak i dzieci. Nie czuję się winna, bo nigdy nie skrzywdziłabym żadnego dziecka".
- Jestem zadowolona, że sprawa trafi do sądu - mówi matka jednej z dziewczynek. - To będzie taka przestroga i nauka dla innych nauczycieli i rodziców. Bo można było sprawę wyjaśnić od razu, przeprosić. Teraz już przeprosiny nie wystarczą - dodaje.