Sesja nadzwyczajna to była porażka prezydenta. Z kilku powodów. Jeśli naprawdę chciał się dogadać z przeciwnikami z PiS to zrobił to jak słoń w składzie porcelany. Jeśli chciał - jak mówi - spełnić zalecenie sądu to naiwnie założył, że radni PiS także chcieli rozgłosu i wystawienia się na publiczne biczowanie. Jeśli chciał sprawę swoich zarobków sprytnie rozegrać to nie udało mu się nawet publicznie wystąpić przed radnymi. Jedyne, co z tej sesji miał to kolejne swoje pięć minut w mediach.
Nadzwyczajna sesja "negocjacyjna" nawet tak naprawdę się nie zaczęła. Większość 15 radnych PiS nie zaakceptowała porządku obrad, czyli jedynego punktu zawierającego prezydencki projekt uchwały o podwyższeniu mu wynagrodzenia do poziomu najwyższego wyznaczonego przez przepisy (prezydent obecnie ma pensję o 3,8 tys. miesięcznie niższą od tych ponad 13 tys. zł jakie pobierał jeszcze w październiku ubiegłego roku; w sądzie trwa właśnie proces, w którym prezydent domaga się przywrócenia mu poprzedniego wynagrodzenia i wypłaty odszkodowania).
W rezultacie sesja trwała nie dłużej niż pół godziny. Czy ten finał zaskoczył prezydenta? Raczej dał mu jeszcze jedną możliwość publicznego (w mediach) wygłoszenia połajanek pod adresem większości radnych. Prezydent od miesiąca prowadzi rozgrywkę, która celuje już przyszłoroczne wybory samorządowe, a może nawet kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego. Prezydent Truskolaski udowadnia w niej, że umie negocjować i potrafi zawierać porozumienia. Zbliżył się do Platformy Obywatelskiej, oddał jej część swojej domeny - w postaci mianowanego przez PO zastępcy prezydenta Zbigniewa Nikitorowicza, a w zamian otrzymał zapewne obietnicę objęcia "jedynki" na liście PO do Parlamentu Europejskiego. Teraz zapowiada wykonanie kolejnego ruchu w tej grze - powołanie kolejnego swojego zastępcy. Ma to nastąpić jutro - dziś, w sobotę 29 kwietnia.
W zawiadomieniu o zaprzysiężeniu nowego zastępcy rzecznik prezydenta Urszula Mirończuk nie podaje, kto tym zastępcą będzie. Oficjalnie nie wiemy, ale logika dotychczasowej rozgrywki podpowiada, że powinien to być ktoś związany ze środowiskiem mniejszości - prawosławnej czy białoruskiej. Logika poprzednich lat i osób się układających. Bo w latach gdy Truskolaski wygrywał wybory jako oficjalny kandydat PO w składzie wiceprezydentów była osoba mianowana przez PO oraz osoba reprezentująca środowisko mniejszości. Mniejszości reprezentował wówczas Aleksander Sosna.
Po ostatnich wyborach, gdy prezydent założył własny komitet, przedstawiciel mniejszości zniknął. Teraz gdy "wraca stare" musi się znowu pojawić. Na pewno nie będzie to Aleksander Sosna, choćby dlatego, że w ostatnich wyborach obraził się na PO i starował z list SLD. Ale może to być Adam Musiuk, radny poprzedniej kadencji, którego w ostatnich wyborach parlamentarnych PO potraktowała jako reprezentanta środowisk mniejszościowych i wzięła na listę kandydatów do Sejmu. Musiuk posłem nie został (wstawiony do okręgu Łomża-Suwałki-Augustów szanse miał niewielkie), ale dziś może zostać zastępcą prezydenta Białegostoku.
W ten sposób Tadeusz Truskolaski może odświeżyć stary układ wymyślony i zrealizowany przez lidera PO w regionie Roberta Tyszkiewicza. To plan budowania szerokiej koalicji zjednoczonej pod hasłem "wszyscy przeciw PiS". I moment postawienia na polu gry kolejnej figury jest nieprzypadkowy. Truskolaskiego ostatnio krytykowano na upartyjnienie swojego urzędu. Teraz nowy pozytywny fakt (otwarcie na mniejszości) powinien zając głowy opinii publicznej.
A przy okazji - powołanie nowego wiceprezydenta z zaskoczenia, w sobotę rozpoczynającą nadzwyczaj długi weekend, nie stanie się znaczącym, mielonym we wszystkich mediach faktem, lecz jak najbardziej nadającą się "do umknięcia" wiadomością weekendową (w gazetach ukaże się dopiero we wtorek). A po weekendzie mogą już nie pojawić się głosy przypominające o sławnym Dekalogu Truskolaskiego - dziesięciu przykazaniach oszczędnościowych w urzędzie wśród których był jeden - zmniejszenie liczby zastępców.
Ale ci, którzy obserwują regionalną szachownicę polityczną widzą już po jednej ze stron figury rozstawione do zbliżającej się bitwy. Po drugiej stronie na razie figury jeszcze leżą w bezładzie.