Swoją historię opowiada na facebooku jedna z „wolontariuszek Stowarzyszenia Egala i Grupy Granica”. Rzecz dzieje się w sobotę 1 października. „Po godzinie 13:00 otrzymałam informacje od aktywisty zwanego Człowiekiem Lasu, że karetka może przywieźć do szpitala w Hajnówce mężczyznę z Syrii z kontuzją nogi” – pisze anonimowa „aktywistka”.
Aktywistka przyjeżdża do szpitala w Hajnówce, gdzie przed drzwiami gabinetu zabiegowego spotyka funkcjonariuszy Straży Granicznej. W gabinecie miał się znajdować wspomniany Syryjczyk. „Przedstawiłam się z imienia i nazwiska, poinformowałam, że jestem wolontariuszką hajnowskiego szpitala, reprezentuję stowarzyszenie Egala oraz Grupę Granica oraz wyraziłam potrzebę rozmowy z pacjentem. Poinformowałam, że chcę zapytać mężczyznę, czy chce udzielić mi pełnomocnictwa. Funkcjonariuszka odpowiedziała, że Pan nie wyraził takiej chęci w rozmowie z tłumaczem”.
Wolontariuszka jednak naciskała, że chce osobiście usłyszeć to od Syryjczyka. Wezwała lekarza dyżurnego, który zgodził się by porozmawiała z cudzoziemcem. Wolontariusza opowiada dalej: „Podczas rozmowy telefonicznej z tłumaczem mężczyzna wyraził chęć udzielenia mi pełnomocnictwa, otrzymał dokument z tłumaczeniem w jego języku, który następnie przeczytał i podpisał. Jeden egzemplarz przekazałam od razu funkcjonariuszom straży granicznej”.
Jak podaje wolontariuszka, Syryjczyk miał zwichniętą nogę. Mężczyznę po udzieleniu pomocy zabrali ze szpitala funkcjonariusze Straży Granicznej. Opowiadająca tę historię wolontariusza podaje, że po jakimś czasie dowiedziała się, że Syryjczyka zawieziono do Centrum Rejestracji Cudzoziemców w Połowcach. Kobieta wysłała do Straży Granicznej swoje uzyskane od Syryjczyka pełnomocnictwa do reprezentowania go.
„Przed godziną 18:00 od Człowieka Lasu otrzymałam informację, że mężczyzna znajduje się po białoruskiej stronie – rodzina przekazała jego lokalizację. Z informacji od mężczyzny wynika, że na placówce Straży Granicznej nie było tłumacza, natomiast jest on ranny i przerażony w lesie. Rodzina jest zrozpaczona” – opowiada dalej aktywistka. Jak pisze, nie udało jej się w końcu uzyskać odpowiedzi od funkcjonariuszy Straży Granicznej co do losu Syryjczyka.
Swoja opowieść na Facebooku kończy tak: „W szpitalu mężczyzna był w brudnych i przemoczonych ubraniach. Myślę, że nie był w stanie założyć obuwia na opatrzoną stopę. Przy takich urazach jest to bardzo bolesne, a opatrunek sprawia, że obuwie jest za małe. Nie wiem czy funkcjonariusze Straży Granicznej przekazali środki przeciwbólowe. Nie wiem, czy mężczyzna dostał suche ubrania, posiłek i wodę. Wiem, że nie jadł i nie pił od kilku dni”.
Historię tego samego Syryjczyka zupełnie inaczej przedstawia Straż Graniczna. Informację tę udostępnia publicznie na Twitterze.
Straż Graniczna: „Obywatel Syrii nielegalnie przekroczył granicę z Białorusi do Polski. Aktywiści zadzwonili na numer alarmowy z informacją, że są przy rannym cudzoziemcu przy granicy. Strażnicy graniczni znaleźli tego mężczyznę. Nie było przy nim nikogo. W szpitalu lekarze orzekli, że jego zdrowiu nic nie zagraża. Cudzoziemiec dostał leki przeciwbólowe, nie wymagał hospitalizacji”.
Dalej we wpisie Straży Granicznej na Twitterze czytamy: „Syryjczyk napisał oświadczenie, że chce jechać do Luksemburga i nie chce ochrony w Polsce. W tym czasie do szpitala zgłosiła się osoba, podająca się za pełnomocnika cudzoziemca. Na miejscu dała mu dokumenty do podpisu”.
Straż Graniczna podaje również inne okoliczności całego zdarzenia: „okazało się również, że przy granicy czekało na niego dwóch kurierów, obywateli Rosji. […] SG ustala, z kim kontaktowali się dwaj obywatele Rosji, którzy przyjechali pod granicę, aby zabrać grupę imigrantów,w tym obywatela Syrii i przewieźć ich na zachód Europy”.
Straż Graniczna do swojej opowieści dodaje komentarz: „aktywiści przekazując cudzoziemcom po stronie Białorusi swoje numery telefonów w pewien sposób zachęcają ich do nielegalnego przekraczania granicy”.
Jak dowiadujemy się z opisu „wolontariuszki” Stworzyszenia Egala i Grupy Granica złożyła ona pisemną prośbę do Straży Granicznej o wyjaśnienie całej sytuacji. Dodaje: „otrzymałam informację, że na mojego maila odpowiedź zostanie udzielona w poniedziałek, ponieważ osoba zorientowana w tej sprawie dziś [tzn. w sobotę 1 października – przyp. red.] już nie pracuje”. Odpowiedzi tej jednak na facebooku, gdzie swoją opowieść publikowała wolontariuszka, już nie znaleźliśmy.
Wolontariuszka kończy swoją opowieść takimi słowami: „Pomagających na granicy polsko-białoruskiej jest niewielu, to ludzie o szczególnej wrażliwości. Dzięki połączeniu naszych doświadczeń jesteśmy w stanie nieść pomoc większej ilości osób w drodze”.
Obie wersje historii Syryjczyka w mediach społecznościowych obrosły wieloma komentarzami. W większości nieprzychylnymi dla „wolontariuszy” niosących pomoc i wsparcie dla cudzoziemców przechodzących nieleganie z Białorusi do Polski.