Imbirowe Ogrodniczki. To tu powstaje podlaska lemoniada

Ona przyjechała na Podlasie - oczywiście dla niego - z Opolszczyzny. Kilka lat pomieszkali w Białymstoku. I przeprowadzili się do Ogrodniczek. Bo tu cisza, spokój i piękna przyroda - tak tłumaczą tę decyzję. Po prostu - świetnie się tu mieszka. A teraz, od kilku miesięcy, mogą mówić także: świetnie się tu prowadzi biznes. Jaki? Alicja i Mateusz Symaniuksztis wyprodukowali własną lemoniadę. Z prawdziwej cytryny, z prawdziwego imbiru. No i bąbelkami. Ich Dżindżer z ich Manufaktury Ogrodniewo powoli podbija Podlasie.

Archiwum własne

Archiwum własne

Alicja Symaniuksztis pochodzi z Opolszczyzny. Mateusz Symaniuksztis - z Białegostoku. Kilkanaście lat temu spotkali się w Bieszczadach. Pogadali, pomaszerowali razem, rozjechali się do domów. - I nie mogliśmy o sobie zapomnieć - uśmiecha się pani Alicja. Przyjechała wtedy do Białegostoku. Wzięli ślub. Zamieszkali w centrum miasta. - I przeprowadzaliśmy się coraz bardziej na obrzeża. Pięć lat temu, tuż przed urodzeniem pierwszego syna, przyjechali do Ogrodniczek. - Zamarzył nam się mały domek poza miastem - uśmiecha się pani Alicja. I tłumaczy: - Niesamowicie urzekła nas ta okolica? Bliskość Supraśla, Puszczy Knyszyńskiej, w pięknym zielonym zakątku, blisko lasu, wśród sosen, w czystym powietrzu, wśród fajnych ludzi. Naprawdę czujemy się tutaj jak na wakacjach. Cały czas.

Jak na wakacjach - mimo że pracują zawodowo, wychowują dzieci? I? robią lemoniadę!

- Jakieś trzy lata temu byliśmy w bardzo fajnym lokalu. Podano nam tam coś bardzo fajnego do picia. To była lemoniada imbirowa. Szalenie nam zasmakowała. Pomyśleliśmy: a może spróbujemy zrobić taką w domu? - opowiada pani Alicja. Najpierw robili dla siebie - bo po prostu spodobał się im ten smak. A w sklepach nie można było kupić takiego napoju. - Wiemy, że jest popularny w Anglii, w Australii. W Polsce go nie ma.

Zrobili raz, drugi, trzeci? Próbowali przez półtorej roku. - Gotowaliśmy w wielkich garach w naszej kuchni, rozlewaliśmy do butelek, rozdawaliśmy znajomym. Okazało się, że wszyscy są zachwyceni, bardzo im ten smak odpowiadał - wspomina pani Alicja. A jej mąż, Mateusz, dodaje: - Poświęciliśmy bardzo dużo czasu, pracy i cierpliwości naszych przyjaciół, na których testowaliśmy kolejne wersje napoju. Przede wszystkim zależało nam na tym, by osiągnąć jak najbardziej naturalny smak. Bardzo długo szukaliśmy idealnej odmiany cytryn, pewnego dostawcy imbiru, dobieraliśmy odpowiednie proporcje. Wreszcie się udało odnaleźć smak, o jaki nam chodziło.

Kupili też specjalną butlę z gazem. I w warunkach domowych gazowali napój. Pani Alicja przyznaje, że to jej mąż zawsze ogarnia takie techniczne rozwiązania, nowinki: - Poszuka, poczyta i znajdzie - mówi o nim. Ona za to zajęła się przygotowywaniem napoju. Zależało jej, by wszystko było naturalne, zdrowe, by nie używać półproduktów. To ona więc ścierała kłącze imbiru, wyciskała sok z cytryny, pracowała nad proporcjami. Za każdym razem udawało się coraz lepiej.

- Mój mąż uważa, że w życiu trzeba robić coś ciekawego. I stwierdził pewnego dnia: spróbujmy zrobić taką lemoniadę w większej ilości - wspomina dziś pani Alicja. - Chciał to wpuścić w świat i zobaczyć, co się będzie działo.

To wtedy założyli firmę: Manufakturę Ogrodniewo. Manufakturę - bo przecież cały czas produkcja jest tu niewielka, z wielkim za to naciskiem na jakość. Ogrodniewo - od Ogrodniczek oczywiście.

Jednak największy garnek w domu nie wystarczy, by produkować lemoniadę w takich ilościach, by móc ją sprzedawać. - Zresztą i przepisy na to nie pozwalają - wyjaśnia Alicja

Symaniuksztis.

Musieli więc znaleźć firmę, która na podstawie ich receptur byłaby w stanie produkować u siebie ich lemoniadę.

- W końcu trafiliśmy na partnera, który, tak jak my, ceni sobie dbałość o szczegóły. To niewielki, lokalny browar. DŻINDŻER od początku do końca powstaje na Podlasiu, a jego wszystkie ?supermoce? pochodzą z natury. Co ważne, bazujemy na składnikach BIO i zarówno imbir, cytryna jak i cukier trzcinowy są pochodzenia ekologicznego. A dodatkowo sami trzemy imbir ze świeżego korzenia i nie dodajemy soku ani koncentratu - mówi Mateusz.

Dziś imbirową lemoniadę można kupić między innymi w białostockich lokalach takich jak: Pub Fiction, Po drugiej stronie rynku, White Bear Coffee, Lokalna Bistro, Cukiernia Pani K, Majątek Howieny. Napój dostępny jest też w Białowieży, między innymi w Gospodzie pod Żubrem, Przystani na lato i w karczmie Biesiada oraz na zamku w Tykocinie oraz w Bojarskim Gościńcu w Narewce.

Choć początki biznesowe nie były wcale takie łatwe.

- Bo zaczęliśmy lemoniadę produkować pod koniec lutego. Pierwszą partię, już tę przemysłową, wypuściliśmy na początku marca. Chcieliśmy wejść na rynek? Zamiast nas wszedł COVID - dziś na to wspomnienie pani Alicja potrafi się już uśmiechać. Wtedy jednak było dużo obaw, niepewności. Na szczęście już teraz idzie ku dobremu. - A my się nie poddajemy - zapewnia Alicja. Wciąż jeżdżą do kolejnych sklepów, lokali i przekonują do swojego produktu.

Do Dżindżera przekonał się nawet 2,5-letni synek Symaniuksztisów. - Gdy słyszy dźwięk otwieranej butelki, krzyczy: ududu! To jego nazwa Dżindżera - śmieje się pani Alicja. I zapewnia, że nawet dziecku bez problemu daje swój napój. - Jest z naturalnych składników. A cukru jest tu dużo mniej w porównaniu do klastycznych lemoniad dostępnych na rynku. No i nie ma u nas żadnych sztucznych barwników ani konserwantów - mówi pani Alicja. I przyznaje, że mimo tego, że produkcja ruszyła na całego, to? nadal mieszają lemoniadę w domu, w wielkim garnku. - Szukamy nowych smaków - mówi. Bo gdy już klienci poznają i polubią sztandarową wersję ich produktu, chcą zaproponować im inne. Na przykład z jeszcze mniejszą ilością cukru. Albo z dodatkami, przyprawami.

Marzą, żeby Dżindżera pili nie tylko Podlasianie. By był znany - przynajmniej! - w całej Polsce. - I żeby ludzie się cieszyli, jak będą go pili - mruga okiem pani Alicja. 

Zobacz również