Grupa Ratownicza Nadzieja powstała 12 lat temu w Łomży. Tam jest centrala grupy i główna jej siedziba. Ale grupa działa na terenie całego województwa podlaskiego. A grupa z Białegostoku - pomaga również w Supraślu. Zresztą - trudną ją nazwać taką stricte białostocką grupą. Raczej - suprasko-białostocką.
- Supraśl służy nam jako baza logistyczna. Mamy tu swoje garaże, tu trzymamy swoje pojazdy, łodzie... - wymienia Mateusz Lech, ..... I podkreśla, że w Supraślu swoją bazę mogli urządzić dzięki uprzejmości kilku osób. To na przykład ksiądz Jerzy Sęczek, dyrektor białostockiej Caritas, czy sam burmistrz Supraśla Radosław Dobrowolski. Caritas pozwala korzystać tu z trzech wielkich garaży, a burmistrz - z terenu do ćwiczeń.
Całą Nadzieję dziś tworzy około 200 osób. W Białymstoku i Supraślu działa około 30-40. To w dużej mierze lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni czy studenci kierunków medycznych. To też osoby niezwiązane zawodowo z medycyną - one wcześniej, przed współpracą z Nadzieją, musiały przejść dokładny kurs kwalifikowany udzielania pierwszej pomocy. Kwalifikowany, czyli taki, po którym kursant umie udzielać pomocy wykorzystując specjalny sprzęt, czyli na przykład stabilizatory, deski ortopedyczne, nosze podbierakowe... Oni sami jeszcze od siebie przygotowują swoich nowicjuszy do zadań związanych z poszukiwaniem osób. Bo w tym Nadzieja się specjalizuje.
To wystarcza, by wspomagać Grupę w codziennych działaniach. - Ta naprawdę dołączyć może do nas każdy, kto skończył 18 lat - zapewni Mateusz Lech.
Na co dzień pracują gdzie indziej. Po godzinach jeszcze znajdują siłę, by pomagać innym - właśnie w Nadziei, charytatywnie. Bo w Grupie na etatach jest zatrudnionych zaledwie kilka osób. Tych, które koordynują działalność. Bo zachodu przy tym tyle, że nie sposób byłoby jeszcze pracować gdzie indziej, a ty zajmować się w czasie wolnym.
Inni - nawet jeśli Nadzieja zaangażuje się w jakąś komercyjną działalność - zrzekają się zapłaty na rzecz potrzeb grupy. A potrzeby te są ogromne. Bo choć kupić mnóstwo sprzętu już się udało, to utrzymać karetki, quada czy łódź ratunkową to są wielkie koszty. A przecież jeszcze mają tzw. mobilne centrum poszukiwań - to bus wielkości karetki ratunkowej, w którym jest sporo komputerów, sporo GPS-ów, antena radiowa, laptopy, telewizory. To jednostka, która zawsze pomaga w poszukiwaniu osób zaginionych, co do których jest podejrzenie, że może grozić coś ich życiu lub zdrowiu.
Do Supraśla przyjeżdżają bardzo często. Oczywiście - dlatego, że trzeba dbać o sprzęt. Ale tu też cały czas ćwiczą swoje umiejętności: - Z zakresu kwalifikowanej pierwszej pomocy na zasadzie bardzo realistycznych pozoracji wypadków samochodowych, upadków wysokości, pozorowanej krwi czy innych urazów - wymienia Mateusz Lech. - Na pewno jest tu ciekawiej niż na sali konferencyjnej, gdzie uczymy teorii - dodaje.
Ale oprócz tego, że w Supraślu mają bazę logistyczną, to oczywiście - pomagają! Na przykład w różnych bieżących sprawach gospodarczych księdzu Jerzemu Sęczkowi. - A dodatkowo na zasadzie współpracy z gminą Supraśl. Na przykład w czasie pandemii pomagamy seniorom robić zakupy czy wykupować recepty. To po to, by zminimalizować u nich ryzyko zakażenia - tłumaczy.
Członkowie Nadziei chodzą też w patrolach prewencyjnych - i z policją, i sami.