- Dla moich rodziców Supraśl był kompromisem między wsią a miastem - uśmiecha się Ewelina Lewkowicz-Żmojda. I od razu tłumaczy, o co chodzi. I mama, i tata dzieciństwo i młode lata spędzili na wsi. Każde w innej. Gdy się w sobie zakochali i postanowili się pobrać, mieli dylemat: gdzie zamieszkać? Koniec końców padło na Supraśl. Szczęśliwie padło na Supraśl - nie ma wątpliwości Ewelina. - Ja i moje siostry: Magda i Justyna, jesteśmy pierwszym pokoleniem, które od urodzenia mieszka w Supraślu - mówi.
To właśnie tu, w Supraślu, wszystkie trzy spędziły dzieciństwo. Dzieciństwo w dużym, wygodnym domu, z którego okien widać było klasztor, dzieciństwo wśród przyrody, pięknej architektury i niesamowitej historii. No i dzieciństwo z rodzicami, zakochanymi w miejscu ich życia, ojcem, który przekonywał, że Supraśl to najpiękniejsze i najlepsze miejsce do życia. - Traktowałam Supraśl jako miasteczko, takie bardzo cywilizowane. I dlatego bardzo chętnie, gdy tylko była okazja, wyjeżdżałam na wieś, do babci - opowiada Ewelina. Przyznaje, że uwielbia wieś, naturę, przyrodę. Ale szybko też doceniła - gdy zaczęła uczyć się w Białymstoku - Supraśl. - Że jest tak cichy, spokojny - tłumaczy. - Supraśl to taka perełka, gdzie można znaleźć wytchnienie. Po powrocie ze szkoły to właśnie tu znajdowałam ciszę, wytchnienie, relaks?
To jednak nie przeszkodziło jej podjąć decyzji, związanej ze studiami magisterskimi. - Wyjeżdżam do dużego miasta. I być może tam ułożę sobie życie - postanowiła.
Serce jednak postanowiło inaczej. Dlatego po studiach w Gdańsku, Poznaniu, po zbieraniu doświadczeń zawodowych i życiowych w Stambule i Paryżu, postanowiła: wracam. Wracam do siebie. Mimo że ludzie wokół przekonywali, że nie warto. - Na wschodzie nic się nie dzieje - mówili.
- A ja czułam się już ambasadorką tego wschodu. Według mnie tylko tu można było czuć się szczęśliwym - mówi, że nigdy nie miała tzw. kompleksu prowincji. - Prowincja według mnie brzmi dumnie - uśmiecha się.
Jak postanowiła, tak zrobiła. Na miejsce dorosłego życia wybrała miasteczko na Podlasiu. Owszem - pracuje w Białymstoku. Ale bardzo ceni to, że może wracać do Supraśla każdego dnia, że tu wypoczywa, że tu ma rodzinę, że tu wychowuje córeczkę.
A że ma duszę artystki, Ewelina dzieli się swoimi spostrzeżeniami z innymi. Kilka lat temu założyła z koleżanką fanpage na Facebooku. Nazwały go - Baśniowy Supraśl. Z biegiem czasu powstał też blog o tej nazwie, którą prowadzi pani Ewelina. Wystarczy krótka wizyta w tym jej miejscu w internecie, by zrozumieć, skąd wzięła się ta nazwa: Baśniowy Supraśl. Bo Ewelina opisuje niby zwyczajne miejsca, odwiedza niby zwyczajnych ludzi? Ale w każdej historii tę baśniowość się czuje: i gdy opisuje panią Anię, od której bierze mleko, czy panią Kasię, która w zgodzie z ekologią uprawia warzywa, i w historii pani Marty, która pisze pełne czarów historie dla dzieci, i gdy dzieli się historiami pani Alicji i pana Sławomira, którzy zamieszkali w starym, klimatycznym domu tkacza, czy pani Katarzyna, pochodząca z południa Polski aktorka teatru Wierszalin, która w Supraślu zakochała się już jako dorosła osoba? Ewelina umie rozmawiać z ludźmi? Zapraszają ją do domów, do obejścia, do miejsca, gdzie pracują. Albo pozwalają się zabrać na spacer. I opowiadają, opowiadają, opowiadają?
W Baśniowym Supraślu znajdziemy też opisy tego, co w Supraślu warto zobaczyć, gdzie najlepiej wypocząć, gdzie wybrać się na wycieczkę, a nawet gdzie najsmaczniej zjeść.
- Uwielbiam pisać. Na blogu spełniam się dziennikarsko. Wyszukuję ciekawe tematy, piszę o inicjatywach, ludziach, miejscach. Bo tu, w Supraślu, żadna codzienna rzecz nie jest taka do końca codzienna. W każdym momencie jest tu u nas coś odświętnego. A jak coś mnie zachwyca, to lubię się tym dzielić z ludźmi - uśmiecha się Ewelina.
A do tego - mnóstwo przepięknych klimatycznych zdjęć.
- Fotografować nauczyłam się z miłości do Supraśla - śmieje się Ewelina. Opowiada, że najpierw chodziła po okolicy ze zwykłym, kitowym aparatem? Pstrykała wszystko, co wydawało się jej najpiękniejsze - Spacerowałam i uwidaczniałam to, co widzę. Było to dla mnie tak piękne, że uznawałam, że muszę się tym podzielić z innymi. Wrzucałam zdjęcia na media społecznościowe i widziałam, jak ludzie żywo na to reagują - opowiada.
To sprawiło, że zaczęła się kształcić w fotografii. Poszła na jeden kurs, potem następny. Fotografia powoli staje się jej sposobem na życie i zawodem, bo ma coraz więcej komercyjnych zleceń. Jak przyznaje, pisanie i fotografowanie dają jej mnóstwo satysfakcji. To dlatego, że dostaje od ludzi informacje zwrotne, że podoba im się to, co robi. - Tego lata zostałam wprost zasypana listami. Ludzie pisali np., że mieli tylko przejechać przez Supraśl, jadąc na wakacje. A zostali na parę dni, bo gdy przeczytali mój wpis, to stwierdzili, że tyle tu ciekawych rzeczy do zrobienia, do obejrzenia? - opowiada Ewelina. I zapewnia, że nadal nie ciągnie jej dalej, w świat, by zamieszkać gdzie indziej, choć oczywiście lubi podróżować. - Dzięki internetowi żyjemy w globalnej wiosce. Wszystko jest w zasięgu ręki. A zresztą i u nas, w Supraślu, mieszkają światli, światowi ludzie. Na przykład autografy na książkach bajkopisarki Marty Guśniowskiej zdobyłam w ciągu kilku minut. Gdzie indziej by się to udało?
Fot. Ewelina Lewkowicz-Żmojda i archiwum prywatne